Rzeźba, Zabawkarstwo
POL,
Stryszawa
Niewątpliwie jednym z ważniejszych punktów na mapie polskiego zabawkarstwa jest Stryszawa. To z niej pochodzi pan Józef Lasik. Swoje pierwsze prace wykonywał już w wieku 8-10 lat, ale dopiero w wieku 23 lat na dobre rozpoczął swoją przygodę z rzeźbiarstwem.
„Pierwsze swoje prace wykonywałem już w dzieciństwie. Były to proste figurki przedstawiające żołnierzy itp. – mój brat był w tym okresie w wojsku i bardzo mnie to fascynowało. Natomiast w późniejszym okresie, mając już ponad dwadzieścia lat, wiedzę na temat twórczości czerpałem od swojego teścia Józefa Mentla. Teść trudnił się wykonywaniem różnego rodzaju ptaszków stryszawskich. Za jego namową wstąpiłem do Stowarzyszenia Twórców Ludowych. Z biegiem czasu zacząłem wdrażać także swoje własne wzory, pomysły, usprawniałem pracę.”
Dziś pan Józef tworzy drewniane zabawki i rzeźby. Do ich wykonania wykorzystuje drewno lipowe, brzozowe, sosnowe, jodłowe oraz świerkowe. Prace malowane są farbami akrylowymi i lakierami wodnymi. Tematyka prac jest różnorodna. Są to głównie zwierzątka (koniki, osiołki, kotki, krówki, ptaszki, etc.), także ruchome – kaczki, kurki, machające skrzydłami bociany, klepaki, bryczki, anioły, rzeźby sakralne i szopki bożonarodzeniowe.
Zabawkarstwo żywiecko-suskie zostało w 2016 r. wpisane na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego.
Pan Józef brał udział w pracach nad złożeniem wniosku o wpis na Listę.
Kontakt
www: Rzeźba i zabawka
e-mail: rzezbaizabawka@wp.pl
telefon: +48 601409644
Fragment rozmowy przeprowadzonej w ramach Letniej Szkoły Tradycji. Więcej informacji o Letnich Szkołach Tradycji tutaj.
Józef Lasik , Stryszawa
Karol Lasik – Stryszawa
JL: Nazwisko nasze jest Lasik, ja Józef na imię to mój syn Karol. Jeżeli chodzi o mnie, to ja rękodziełem artystycznym interesuje się już od można powiedzieć trzydziestu lat i to trwa do dzisiejszego dnia. Te początki były takie, że mając siedem, osiem, czy nawet dziesięć lat już próbowałem wielokrotnie. Tu była taka piwnica na dole. Tam zaczynałem robić takie figurki drewniane, (…) popiersi żołnierzy. Mój brat był żołnierzem. To było dla mnie coś. Musiałem go wyrzeźbić. To takimi kozikami starymi, takimi dorabiałem sobie taki szpic, żeby coś tam wyszło. I to popiersie zrobiłem, parę sztuk i pozostawiłem to gdzieś na dziesięć lat co przeszło nawet dwanaście, trzynaście lat, przestałem całkiem. Poszedłem do szkoły, skończyłem szkołę. Później poznałem żonę tutaj ze Stryszawy o nazwisku Mentel.
Mentle (…) był to bardzo popularny ptasznik. Od tych Mentli wywodzi się w ogóle rękodzieło ludowe. Przede wszystkim ptaszki, różnego rodzaju dzięcioły, bażanty, dudki, wrony, takie różne robił. Ptaszki wiązały się praktycznie w każdym domu, (…) pytałem ludzi to przybierali choinki (…) tymi małymi ptaszkami i też handlowali, wyjeżdżali. Skoro się wżeniałem w taką rodzinę, (…) Mentli to już mnie to zainteresowało, co to teściu robi. Zaczął mi strugać. Dał mi nożyk. Mnie to zainteresowało. Nie raz w rękę wjechałem, krew się lała, ale nie ważne robiłem dalej. I te ptaszki po dwóch tygodniach zacząłem mu robić. On był bardzo zdziwiony dlaczego ja to tak szybko robię, czy mam jakiś talent i tak mnie inspirował. (…) lepiej siekierką wyciosywać te ptaki, żebym ja mógł lepiej postrugać ptaszka i zacząłem robić. Miesiąc dwa, trzy i dudki, dzięcioły, bażanty. I tak uprawiałem sport wyczynowo, zacząłem budować dom i tak równolegle to wszystko szło. Mijały lata, już skończyłem ze sportem, ciągło mnie do rzeźby, do czegoś większego. Zacząłem robić szopki. (…)
Teściu był w Stowarzyszeniu Twórców Ludowych, był zapraszany. Przedtem to inaczej to było (…) nie były zawalone właśnie tą chińszczyzną, tymi innymi rzeczami i (…) te kiermasze, które były w Zakopanem, też często mnie tam zabierał do Zakopanego, na Krupówkach śmy byli i tam było święte. Twórcy siedzieli tam dziewięć dni, czy dziesięć, a później po jakimś czasie koniec, bo sobie powykupywali swoje sklepiki prawda, swoje sklepy i już z Krupówek nas wyrzucili gdzieś tam na Równie Krupową. (…) Także teściu na Tydzień Kultury Beskidzkiej też jeździł, brał w wystawach, konkursach, do Kazimierza nad Wisłą ciągle jeździł tam, ale byliśmy zapraszani do Muzeum Etnograficznego, czy do Torunia, czy do Warszawy. (…) także on cały czas był w ruchu, (…) teściu pracował na kolei. Także on też był ograniczony, tylko sobota, niedziela, czasami urlop brał. Po pracy przychodził to wchodził w inną pracę. To przecież na roli, to trzeba było ziemniaki i konia miał i trzeba było z ziemniakami zrobić, czy owies, czy pszenicę, czy siano. (…) teściu miał też swoją rodzinę i (…) przed nim też coś tam robił jakby cofnąć się historią. Tak przynajmniej mi opowiadał. To go zainspirowali to tam on się wżenił tutaj, ale on mieszkał gdzie indziej całkiem. Wydaje mi się, że ci ludzie też byli zmuszeni przedtem coś robić, coś tworzyć. Miał jakąś wizję , jakąś wyobraźnię to to szybko pojął. Tak jak ja szybko pojąłem. Mimo tego, że nie wiem skąd mi się to wzięło. (…) Wziąłem ten nożyk, mimo wszystko, że lała się krew, ale nie zniechęcałem się do tego tak jak Karol się nie zniechęcał. (…) jest bandaż, jest woda i robimy dalej, prawda. Bo wydaje mi się, że sytuacja ich zmusiła. Przecież ci ludzie nie żyli w komfortowych warunkach. Przecież na tej kolei coś tam nieco zarobili, przychodzili i ta druga praca była w polu. To dopiero trzeba było o dziewiątej, dziesiątej w polu, a mimo wszystko między tym trzeba było znaleźć czas na tego ptaszka, na tego dzięcioła, tego dudka trzeba było zrobić. Bo teściu należał do Cepelii, Cepelia to był Kraków, (…) on mnie tam zapisał do tej Cepelii krakowskiej. (…)
Teściu był moim takim promotorem, zapisał mnie do Stowarzyszenia Twórców Ludowych i jakoś na ten rynek troszkę mnie wsadzili. Zaczęli mnie poznawać ludzie, zaczęły zamówienia spływać. I to trwa do dzisiejszego dnia. Poprzez takie kiermasze sztuki ludowej, poprzez konkursy i tak dalej człowiek się promował, wyjeżdżał. Dostawałem coraz więcej zaproszeń zadałem sobie pytanie „Czy nie można z tego wyżyć?”. Otworzyłem działalność gospodarczą i do tego czasu to trwa. Zamówień miałem coraz więcej, robiło się coraz lepsze rzeczy. Jakościowo zmieniało się. Wymyślało się coraz lepsze rzeczy. Chodziło oto, żeby nie stać w miejscu tylko, żeby coś nowego, samemu tworzyć. Inspirowałem się oczywiście tutaj starymi stryszawskimi zabawkami, ptaszkami, bryczkami, karuzelkami, ale czasy się zmieniały i my musieliśmy się też dostosować do czasów dzisiejszych. Cepelie upadły w pewnym momencie i też nie wiedzieliśmy co robić, czy dalej będziemy to robić, czy można z tego wyżyć. Chińszczyzna zalała rynek już powoli, troszeczkę, ale mając tak szeroki asortyment w moim przypadku coraz bardziej się go poszerzało. I jednak zamówień było coraz więcej i spokojnie można było z tego wyżyć. Wiadomo, że to jest bardzo czasochłonna, pracochłonna rzecz. Gdy już dzieci dorastają, syn był starszy, to tam mi trochę pomagał i taką stworzyliśmy, może nieformalną, ale firmę rodzinną. Żona też wracała z pracy, coś pomalowała prawda. Karol dorastał, też zaczął się plątać między nami i też już go tam zainteresował jakiś nożyk, jakieś czyszczenie. I w ten sposób można powiedzieć, że się wdrożył. No i tak to trwało poprzez te wystawy, konkursy, poprzez wyjazdy. Na rynku staliśmy się tak bardziej znani. Zaproszeń było coraz więcej i doszło do tego momentu, że i syn zaczął się interesować bardziej, Karol tymi rzeczami. Już zaczął, w tej chwili na takim poziomie, że no praktycznie już wszystko rzeźbi, ale myślę, że to kwestia czasu. Otworzył w tej chwili firmę, jeśli chodzi o działalność gospodarczą (…) mamy taką izbę regionalną. Mamy tam swoje rzeczy, prace (…) wcześniej wszystko sprzedawałem co zrobiłem z wystaw, z konkursów, teraz zaczynam to gromadzić, żeby to powstało. Chcemy zrobić tam sobie większą pracownię (…) Karol mnie trochę inspiruje, wiem o tym, że on to będzie prowadził dalej, że będzie to ciągnął. Myślę, że to wszystko idzie w dobrym kierunku. Z całą stanowczością i na sto procent mogę powiedzieć, że troszeczkę ta sztuka ludowa i to rękodzieło się odbudowuje, że troszeczkę ludzie zaczynają myśleć, a my przez to mamy lepiej, że możemy to sprzedać. Jak myślą, że to chińszczyzna, a to nie to już ludzie zaczynają doceniać tą naszą pracę, nie tylko w Polsce, ale i za granicą. (…) Wysyłałem nasze prace i do Stanów i do Kanady i do Australii nawet i do Anglii. Jesteśmy też zapraszani, ja przynajmniej już parę razy byłem na różnych warsztatach, czy kiermaszach w Niemczech, Francji, Austrii, można powiedzieć tutaj w Europie i to się podoba. Nie zalega nam to. (…)
Dużo ludzi poumierało, te tradycje już całkiem, teraz się troszeczkę tego odradza, baliśmy się, że taką śmiercią naturalną to wszystko umrze, że nikt nie będzie chciał tego pociągnąć dalej. (…) chińszczyzna troszeczkę idzie na bok, ludzie zaczynają myśleć, my jesteśmy zadowoleni, bo mamy trochę zbytu. Da się z tego wyżyć. Nie można mieć kokosów z tego, bo naprawdę to jest ręczna, pracochłonna robota. My pracujemy po dwanaście, czternaście godzin na dobę. Jak jest czasami to czasem trzeba i zarwać noc i musimy też być odpowiedzialni, wywiązać się z pewnych zamówień.(…)
Pracownie to mamy w nowym domu (…) tutaj się urodziłem. Dom powstał w 1906 roku ja pamiętam, wiem, że dziadek był w Ameryce się to nazywało przedtem, płynął statkiem bardzo długo , tam w sieni został kufer po nim, taka pamiątka, którą odrestaurowaliśmy z synem. I ten kufer został, jedyna pamiątka po nim, ale dom jedyny murowany w Stryszawie ten powstał dom i jeszcze jeden był taki sam, bo to była rodzina w Lachowicach. Tuśmy się urodzili, tuśmy mieszkali, i oczywiście mama, tata już nie żyją, a ja to chcę troszeczkę odrestaurować i mamy tu taką izbę regionalną. Trochę zgromadziliśmy tu trochę swoich rzeczy. Chcemy odrestaurować jeszcze dwa następne pomieszczenia, (…) tam chcielibyśmy jakąś pracownię zrobić żeby w tamtym pomieszczeniu to się wiązało z tą galerią, żeby można było sobie przejść, zobaczyć (…)
I: Czy w domu robił Pan zabawki specjalnie dla dzieci?
JL: Nie, nie przypominam sobie, może były ptaszki, (…) to było tak, że synowie dorastali i były tylko ptaszki. (…) Wchodziły na rynek te zabawki prawda takie, które dzieci bardziej interesowały (…)
KL: (…) Mnie tak za bardzo nie interesowały te zabawki w dzieciństwie, ponieważ ja żyłem w domu i znałem te zabawki od małego, także mnie cieszyło zupełnie co innego, ale owszem bawiłem się bo byłem zmuszony do tego. No, ale tak jak mówię no byłem przyzwyczajony do tych zabawek i cieszyło mnie jak byłem mały, jak miałem pięć latek (…). Ale tak jak sobie przypominam to zawsze miałem możliwość zabawy tymi zabawkami ruchomymi, czy klepakami, czy zwykłymi do postawienia zabaweczkami. To robiłem sobie stajenkę, no i różne bazy, zamki robiłem. To jak pamiętam to w taki sposób się bawiłem. (…) a bawiłem się w inny sposób, ponieważ próbowałem od samego początku i coś sam robić takie sznycowanie, malowanie. Tata chciał też mnie zająć żeby mnie nie pilnował no to dawał mi jakieś zajęcie, coś starałem się samemu zrobić. No i tak przy tacie spędzałem dnie i mnie pilnował, a ja coś próbowałem samemu wytworzyć.
I: A pierwsza zabawka?
KL: Nie pamiętam kiedy to było, ale jak byłem mały. Pamiętam takie małe ptaszki może sznycowałem, ale przede wszystkim jak coś to tylko kończyłem takie drobne elementy żeby coś tam przyspieszyć. Co oczywiście umiałem zrobić, manualne rzeczy, ponieważ byłem małym dzieckiem to jeszcze (…) nie miałem takich artystycznych możliwości.
JL: Noża dłuta, czy jakieś różne to już niebezpieczne było i stopniowo, stopniowo syn już noże podbierał później.
KL: Moja przygoda to się tak ogólnie zaczęła, tak jak wspominam na początku od samego malowania. To co potrafiłem zrobić, ogólnie na kolor pomalować no to malowałem. Później z czasem brałem już nożyk do ręki i takie proste ruchy. Uczyłem się prostych ruchów jak się posługiwać, jak drzewo idzie, jak słoje idą drzewa, żebym sobie nie wjechał do ręki, żebym nie przeciął. No i tak z czasem ja wiem może miałem trzynaście, czternaście lat i od tego momentu taka moja przygoda sie zaczęła. Coś sobie dorobiłem. Wiadomo, szkoła było zapotrzebowanie na pieniądz no i mogłem sobie dorobić. A tak no to jakbym mógł powiedzieć szerzej zacząłem tą produkcję swoich zabawek trzy cztery lata wstecz. Nawet byłem zmuszony, ponieważ tutaj rynek wymusił żebym rozpoczął swoją działalność gospodarczą, ponieważ ciężko było tutaj z pracą, a po drugie ciężko pogodzić studia. Studiuję w Krakowie budownictwo ciężki też kierunek (…) a wiadomo w tej pracy swojej jestem sam dla siebie pracodawcą i jestem bardziej mobilny. (…) mam nadzieję, że mimo, że wykształcę się w innym kierunku to będę chciał robić dalej swoje rzeczy, ponieważ to cieszy, że coś może powstawać nowego, coś może powstawać z moich rąk. Jeszcze jak jest zapotrzebowanie i widzę, że ludzie się cieszą i zamawiają te moje zabaweczki małe no to, tym bardziej chcę. (…)
JL: (…) to jest wszystko nasze wspólne. My uzupełniamy się bardzo dobrze, bo ja wycinając, syn wycina, ja sznycuję, on struga. W tej chwili jeżeli chodzi o zabawkę czy nawet częściowo rzeźbę nie ma takiego czegoś kto co robi. I to jest bardzo dobrze, nie kłócimy się nawzajem. Ja wiem, że on dobrze zrobi, Karol wie, że ja dobrze zrobię. Ja mu to podrzucam, on kończy, także w tej chwili nie ma, jest to wszystko wspólne.
KL: (…) nasza produkcja jest uzależniona przede wszystkim od pogody. Tak jak Pani mówi od kiermaszy, ale też od świąt Wielkanocnych jak i Bożego Narodzenia. (…)Od stycznia do początku kwietnia jest taki sezon martwy, a później to już jest sezon ścisły. (…) Może ulubione są te, które się najszybciej robi, ale wszystkie nas cieszą jeżeli wychodzą. Niektóre można powiedzieć, że są naszymi ulubionymi albo podobają nam się, ale są bardzo pracochłonne. To nie można tak wyróżnić, które są najlepsze. (…)
JL: (…) Mamy coraz więcej zamówień, zaczynamy się już gubić, zaczyna nam brakować rąk. Dlatego myślimy, żeby to wszystko poszerzyć, żebyśmy mieli jeszcze większą pracownię, żeby jeszcze żona nam troszkę pomogła malować, czy przyszła synowa może kiedyś (…) Jeszcześmy tu dom budowali, jeszcze do Cepeli musieliśmy robić w międzyczasie wszyscy u dziadka tam na Stachówce w pracowni i tam żeśmy robili i cieszyło to nas i kawę śmy pili i wódkę śmy pili, śpiewaliśmy, teścio na akordeonie i takie inne czasy troszeczkę. Trzydzieści lat temu (…) wolniej się troszeczkę to wszystko kręciło, ale to najważniejsze, że cieszyło. Teścio miał jedną książeczkę PKO, ja miałem drugą prawda i jakoś dzieliliśmy się (…) dlatego było tak ważne, że ja chcę robić, że ja ciągnę, że ja tak chcę robić. „Jak to jest możliwe, że ty jesteś zięciem, a mój syn nie robi tego w ogóle. Dlaczego nie? To go troszeczkę, nie syn to się zięć na mnie podał.” (…) niestety w wieku sześćdziesięciu czterech lat musiał odejść, (teść) (…). Także zbyt w czas. (…) żona tak malowała, czyściła ręcznie tymi papierami ściernymi prawda. Wygładzała później malowała, pierwsze podkład biała farba to była podstawa produkcji. Przedtem przynajmniej, wyczyszczone, drucik zaprawiony. Robiło się po tysiąc, po dwa tysiące ptaszków. Ja nie raz nie spałem jedną, drugą nockę. Musiałem (…) drucików naciąć, zaprawić czy prawda pomalować na biało, później żona malowała. Też żona poszła do pracy, przyszła z pracy dopiero koło trzeciej, czwartej, szesnastej to do dziesiątej wieczór żeśmy znów malowali, bo mieliśmy termin do Cepelii wtedy i wtedy przyjeżdżał samochód i musieliśmy to zrobić. (…) ale to było bardzo dobre dlatego, że mieliśmy tylko jednego odbiorcę, tylko Cepelia była, a Cepelia szła na całą Polskę i eksport był, mieliśmy w jednym dniu odbiór. Cały miesiąc myśmy pracowali, robili. Teraz jest inaczej. Teraz nie potrafimy bazować tylko na jednym człowieku czy jednym odbiorcy (…) musimy mieć dziesięciu, czy więcej nawet (…) żeby można było z tego wyżyć, utrzymać rodzinę. (…)
MATERIAŁ i NARZĘDZIA
Drzewo rośnie w lesie. Trzeba go ściąć, trzeba go przywieźć, trzeba go przetrzeć na pile, trzeba później pociąć je na małe kawałki. Trzeba już później wiedzieć co z danego drzewa będzie, jakiego klocka. Z grubości (…) trzeba sobie tak to odpowiednio układać, przygotowywać co do czego. Ale to już człowiek się uczy. Z biegiem czasu nabywa takiej rutyny, doświadczenia. Są pewne sprawy, które po iluś tam latach dochodzą do człowieka, że ja to mogłem robić tak, a nie tak. Dlaczego po tylu latach odkryłem, że te rzeczy powinno się tak robić. (…) chodzi o wejścia dłutem, nożem, o jakieś rozwiązania prawda, które ułatwią i przyspieszą daną pracę, produkcję. (…) my wykorzystujemy na pewno wycinarki, jeżeli chodzi o elektryczne, bo to jest niemożliwe. Przedtem wycinali piłeczkami ręcznymi coś tam, jakiegoś kozik mieli, jakiegoś dziadka, ośnik tak zwany. Nimi sobie strugali tam tego konika, tego jakiegoś ptaka większego, czy bocian, czy jakiegoś konia na biegunach, to nadawali mu kształt. My to ułatwiamy, nie robimy to ręcznymi piłeczkami tylko już mechanicznymi piłeczkami. Musimy sobie przyspieszyć tą swoją produkcję (…)
KL: (…) inaczej się robi w drewnie pod słoje. Drzewo ma strukturę włóknistą no i ze słojami jest łatwiej strugać, łatwiej jest obrabiać drewno i tak samo czyścić jak i wykonywać z grubsza te zabawki. Jak na przykład strugać (…) w poprzek słoi, ponieważ to idzie ciężej ta praca i wtedy to nie wychodzi tak jak się chce. Trzeba wiedzieć w którą stronę idą w drzewie te słoje i wtedy ułatwić sobie pracę. Nie ciężej pracować tylko łatwiej.
JL: Gdybyśmy konika odwrócili, drzewo jest w tej chwili takie (…) drzewo prawda i słoje idą w górę. Gdybyśmy tego konika wycięli odwrotnie, wtedy byłby, jego nogi byłyby bardzo słabe, kruche. I jakby spadł na ziemię i wtedy by się ukruszyło, a że wzdłuż są słoje jest bardziej stabilny, mocny. Także też musimy zwracać na to uwagę, że nie tylko zrobić, a żeby dziecko czy klient nie przyniósł sobie do domu, a to spadło i ukruszyło się i nawet u nas w samej produkcji jest nam łatwiej, lepiej, mocniej musimy to. (…) Musimy zwracać uwagę na te nogi, żeby tutaj kózka, świnka, baranek, żeby był razem ze słojami i był stabilny, mocny. Na sto procent się łatwiej obrabia. (…)
JL: Rzeźba pięknie wychodzi w twardym drzewie. To my już wiemy, że rzeźba czy figurki do szopek robimy w twardym drzewie, w twardszej lipie. Lipa może być różna, może być miękka. Naprawdę mówią, że lipa to miękkie, nie prawda lipa potrafi być tak twarda, jak jesion albo tak miękka, że jeszcze już nie ma miększego. I wtedy trzeba mieć strasznie narzędzia ostre, żeby z tym miękkim cokolwiek zrobić. My oczywiście przeważnie zwierzątka, na przykład Karol wie o tym, że u baranka przygotuje z miękkiego drzewa będzie mu się trudniej sznycować, trudniej obrabiać dlatego, że on te słoje, tą wełenkę nie potrafi zrobić, bo narzędzi nie ma aż tak ostrych. My to nazywamy, że się troszkę tam torbi, że tam nie za ładnie, a nie chcemy żeby nam wychodził szajs. (…)
KL: Jeżeli obrabiam to dłutami, robię taką wełenkę na przykład na baranku no to na niego wychodzi taka, jakby to powiedzieć
JL: Taka parkana, taka nie do końca zrobiona, nie ładna prawda, a chodzi o to żeby ten baranek był
KL: Taki przyjemny w dotyku no i w wyglądzie przede wszystkim.
JL: Jednakowy, wysznycowany, a nie że tu jest inny sznyc, tu inny sznyc. Wtedy (…) my to najbardziej czujemy. Wiadomo, że malowane to właściwie jest malowane, a tutaj bardzo dużo robimy baranków niemalowanych (…) do szopek, nie tylko owieczki, baranki. Wykorzystujemy do swoich zabawek skórę na rogi, na uszy, bo wtedy, wiadomo to jest bezpieczna zabawka dla dziecka i coraz więcej to robię i do koników. Można konia zrobić całkiem z uszami, z ogonem drewnianych, ale my tutaj do swojej zabawki dużo używamy skóry. (…) to jest włoś, kiedyś na eksport do Szwajcarii to były naturalne z włosia. Wtedy je barwiłem, a teraz kupujemy nawet i konopie, różnych sznurków. Chodzi o to, żeby to przypominało włoś (…) żeby to nie było drogie, bo nie możemy wchodzić w koszta jakieś, ale jak wspomniałem my robimy dotąd aż to nas samych zadowoli, że to jest ładne (…) nam się przede wszystkim musi pierwsze podobać (…).
JL: Rzeźba najbardziej skomplikowana można powiedzieć, ale często jest to pytanie zadawane co jak długo i tak dalej. My to robimy seryjnie, nie możemy powiedzieć jak długo jedną sztukę się robi. No mogę strzelić pół godzinki krówkę robiąc, ale to może krócej. My to tak wycinamy, sznycujemy, czyścimy, rogi, uszy robimy. (…)
KL: Na przykład mamy zamówienie na sto sztuk to pierwsze wszystkie wycinamy, następnie z grubsza obrabiamy wszystkie i tak po kolei. (…) tak to produkcja by się wydłużyła. (…)
Dłut to jest nieokreślona ilość, zależy do czego. Po prostu każde jest do czego innego. Do większych, do mniejszych rzeczy, do różnych innych zarysów, ale podstawowe narzędzie to jest nóż.
FARBY I KOLORY
(…) Gdy panowała tak zwana Cepelia w Polsce nie zwracało się uwagi na takie rzeczy tzn. nie malowaliśmy farbami akrylowymi, ekologicznymi tylko to były emalia, ftalowe farby, olejne, które były niezdrowe. (…) W tej chwili niemożliwe jest żebyśmy robili takimi farbami, malowali, bo mamy na swoje rzeczy atesty. (…) To co ja pamiętam tutaj ktoś jak farby używał, to używał olejnej,(…) to były farby, które długo schły. To były też ładne farby, (…) Żona, przecież ojciec jej był ptasznikiem, rękodzielnikiem tutaj ludowym, też bardzo dużo jako dziecko malowała (…) do dwudziestego piątego, myśmy tam mieszkali, ciągle malowała, ciągle czyściła. Przedtem czyściło się ptaszki, zabawki ręcznie papierami było to strasznie pracochłonne. Żona się bardzo urobiła, umalowała niestety tymi emaliami, tymi farbami prawda nieekologicznymi tylko olejnymi i bardzo dużo robiła, bardzo dużo malowała. (…) one w tej chwili, jeżeli chodzi o zabawkę, to nie możemy dać dziecku, bo to musi być ekologia, musi być zdrowa, bezpieczna. Tak samo zwracamy uwagę jeżeli chodzi o jakieś krawędzie ostre. Jakieś, żeby dziecko sobie gdzieś nie rysnęło i tak dalej, ale w twórczości ludowej niemożliwe jest, żeby uniknąć tego wszystkiego. Właściwie każda rzecz jest inna trochę. Ten konik, czy świnka, kózka, czy baranek, czy jakaś rzeźba ona jest inna. Nie będzie taka sama jak produkcja. (…) Kolory były ogólnie dla dzieci, żeby były kolorystyczne, żeby dziecko przyciągało. (…) podstawowe to wiadomo, że ten czerwień, czy my w tej chwili na zabawkach, czy cokolwiek robimy szopki malujemy i tak dalej ten czerwony kolor musi być, ten żółty. Te podstawowe kolory. Jeszcze sobie dorabiamy, no zieleń się kojarzy. Na ptaszki są różnego rodzaju kolory. Przede wszystkim robimy te podstawowe jak dudek, czy dzięcioł zielone, czarne, czy bocian, czy jakieś tam no to wiadomo, że muszą być te kolory , żeby przyciągały, a reszta to malujemy jak sobie wymyślimy. To jest nasza wyobraźnia. (…) my malujemy robimy słonika, czy kotka to malujemy go różowego albo pomarańczowego, gwiazdki, różne pierdołki robimy, kropeczki no bo świat dziecka jest szeroki. On sobie tak to widzi i my też poprzez wystawy, konkursy jakieś kiermasze, warsztaty my też wiemy jaki towar nam schodzi, jakie musimy robić, bo my z tego żyjemy i musimy pod klienta też pewne rzeczy robić. Oczywiście ja chciałbym mieć chociaż jeden dzień w tygodniu i robić sobie to co chcę, bo naprawdę mam pomysły i chciałbym rzeźbić duże formy żebym miał czas na to, żeby tą rzeźbę robić miesiąc, dwa, ale musimy robić to z czego żyjemy. (…)
Ciągle brakuje czasu, ciągle się spieszymy. (…) ale mimo wszystko nas to nie nudzi, cieszymy się (…), bo my to lubimy, ja to na prawdę bardzo lubię i nie nudzę się w warsztacie. (…) najgorzej jak coś nowego nie wiemy jak się za to zabrać. Te noce nieprzespane, przemyślenia, takie rzeczy, a później jak już wstaniemy, a to tak ma być. Jeden drugiemu coś tam podpowie, czy tak, czy tak. Ja często się pytam syna „Karol będzie to tak, czy nie będzie?” ” Nie tata tak nie” No to ja to już podporządkowuje się. I tak to trwa do dzisiaj. Jesteśmy tutaj i aktualnie już myślimy o świętach Bożego Narodzenia, mam wyjechać do Francji na jakiś kiermasz sztuki ludowej, mam prezentować swoją twórczość (…).
JL: (…) my robimy wszystko w białym drzewie i to jest bardziej chodliwe niż malowane, naturalne drzewo. Jeżeli na przykład klient czy tam kupujący powącha to drzewo jest to sosna, jest to lipa, te zapachy czasami na stoisku „Jak to pięknie pachnie” mówi. Bo to ta sosna, to wszystko i biorą sobie do malowania. (…)
KL: Ale też dzieci patrzą jak my malujemy i dzieci chcą sobie kupić do domu i malują w domku swoimi farbkami, pędzelkami.
JL: My też wysyłamy po trzysta, czterysta rzeczy do różnych przedszkoli, różnych szkół na zajęcia plastyczno techniczne. Teraz Karol był ostatnio w Cieszynie na takich warsztatach. Mogą sobie dzieci kupić w surowym stanie gąski, czy ptaszka i one mają wzory, (…) i one później mając z drewna surowego, niepomalowanego inspirowały się tym i malowały sobie. (…) ale to cieszy, że te dzieci to biorą, tak malują. (…)
KL: Jeżeli przystępujemy do malowania trzeba najpierw wszystko z kurzu wytrzeć i żeby to nie osiadało na tych zabaweczkach, ale mamy jeszcze jedno pomieszczenie tam, inne. Jak jest lato, to malujemy tam w starszym domku. Po prostu chodzi o to, że nie można wszystkiego w jednym pomieszczeniu też zrobić. Czy lakierowanie. Lakierowanie to przede wszystkim na polu. Jeżeli pogoda sprzyja, a tak to trzeba się jakoś tutaj uzupełnić. (…) już nie odczuwamy zapachu (drewna) przyzwyczajony jestem. (…)
WZORY ZABAWEK
JL: Zabawki to my robimy i co podpatrujemy co kiedyś robili. Bierzemy udział w wystawach, konkursach i etnografowie żądają żebyśmy to robili tak jak przedtem się robiło (…) Ja często przegrywam dlatego bo robię po swojemu, a nie trzymam się tych tradycji starych, ale jak już się przyjmie to czasami jestem wysoko. I chodzi o to żeby to były bryczki przede wszystkim, koniki, bryczki, kółeczka, to były karuzelki prawda, koniczki takie małe piórka wmontowywali, klepaki tak zwane. Tradycyjna zabawka klepak to był jeżdżący na dwóch kółkach taki „klap, klap, klap klap” i to była taka zabawka ruchoma. To te zabawki bryczka też była ruchoma, klepaki, były dla dziewczynek były kołyski przecież wykorzystywane tutaj i często, robiły sobie szmaciane lalki, czy kupowały, czy robiły. Bo tutaj też ludzie piękne rzeczy robili też przedtem. (…)
KL: Znaczy się wzory to są wiadomo taty, bo tata to zapoczątkował, ale z czasem nowe powstają, nowe baranki, większe baranki, większe krówki, inna pozycja tych zwierzątek.
JL: Tak to już Karol troszeczkę właśnie zmienia czy maluje, czy nadaje wyrazistości takich, ożywia troszeczkę te zwierzątka. Nie są one takie smutne, bardziej wesołe. Pod klienta tak wszystko leci. (…)
KL: Oczywiście tu dużo zależy od wyrazu twarzy, znaczy oczek no i tu mordki i od wyprofilowania samej główki. Dużo zależy od tego i od koloru. (…)
JL: Wiadomo, że co ja pamiętam, że to były te ptaszki rajskie. Rajski ptaszek to się wiązał z czerwienią. Bardzo dużo było ptaszków na paletach, czy teściu malował, czy gdzieś u kogoś były Klimasara, czy Pan Leśniak, czy jeszcze Rumiak tacy różni tutaj twórcy to dużo było czerwieni, żółtego tutaj wspomniałem, to były kolory, bo ta choinka musiała być kolorowa. (…) ja nie pamiętam żeby był gdzieś jakiś tam (ptaszek na czubku) były normalnie szpic, mimo wszystko te choinki, prawda włosy, jabłuszka wbite pod choinkę, które spadały, budziły mnie nie raz w nocy „Buch!” coś straszy mnie. I włosy anielskie tak zwane, te laski długie cukierki (…) Orzechy były przecież w złotkach, karmeliki, cukierek robiło się z bibuły takie specjalne rzeczy i te ptaszki. Te karmeliki takie rzeczy inne to już może przechodziło, bo już później coraz mniej ptaszków było, później były już inne te ozdoby prawda. (…) ja mam choinkę, którą ubieram w dwadzieścia, czy trzydzieści ptaszków, ale na sztucznej choince to to podtrzymujemy, bo to bardzo ładnie wygląda naprawdę. Tylko nie trzeba to przedobrzyć taką choinkę, tylko ptaszki nic więcej właściwie. (…) była taka tradycja tu w Stryszawie, nie było czegoś innego żeby można było ozdobić, ktoś wpadł na taki pomysł.
KL: Ale Stryszawa słynęła przecież od samego początku z zabawkarstwa i ptaszków. I to tak się wywodzi bardziej ta tradycja zdobienia choinek ze Stryszawy.
JL: Jeżeli drzewo to i ten ptaszek się kojarzy. Myślę, że dlatego, że te ptaszki, drzewo i choinka.
KL: Ptaszki do karmnika przylatywały no i ludzie chcieli przenieść to do domu jako dekoracja.
JL: No bo nie było, to była produkcja nasza tu w Polsce, za komuny to nie było z czego. (…)
KL: Regionalna (…)
JL: (…) trzeba trzymać tego swojego stylu. Mamy taki styl, może to jest ładniejsze, może prosta rzecz. No właśnie na tym polega ta różnorodność żeby też nie odmałpowywać, żeby nie podrabiać innych, żeby coś też samemu wymyślać, ale inspirując się właśnie ludowymi, starymi zabawkami. (…) na pewno najstarsze są ptaszki małe, większe zwierzątka. Ten konik jest najstarszy. (wskazuje konika na biegunach) On ma jakieś dwadzieścia lat, miałem go kiedyś na wystawie, na konkursie. Temat był „Konik”. Zdobył trzecią nagrodę.
Ta zabawka (pochylnia) jest najstarsza tylko się zmienia (…) takie zabawki ruchome, zwierzątka (…) na pochylni była taka stara baba, która chodziła, ja to zmieniam na inne. Właściwie wszystko może chodzić. To jest mój wymysł jeżeli chodzi o kaczki, kurki, gąski, górale chodzące czy nawet też ci żołnierze angielscy i pingwiny, były próby robione. (…) zasada jest równia pochyła, przeciwwaga, ruchoma nóżka i sam się napędza. (…) jest dobrze wyważone i on się sam napędza. Jedna nóżka jest ruchoma, druga jest stała. (…) musi być zachowany kąt i ona sobie pójdzie (…) jeżeli chodzi o kogutki to są nasze wymysły tych kogutków, ale kogut ze Stryszawą się też kojarzy. Robią bardzo dużo kogutów w Stryszawie i to duże koguty. (…) I koguty ze Stryszawą się też wiążą i wydaje mi się, że oprócz tych ptaszków i dużych ptaków, bo i kraski, bociany i bardzo dużo robią bażantów też (…) Najstarsze mam szopy, bardzo stara, bo ma już piętnaście lat. Pierwszą szopkę, którą zrobiłem bożonarodzeniową, bo specjalizujemy się w szopkach. (…)
Mam takiego ptaka, mam sentyment do niego, myszołowa to robił mój teściu (…). Tylko siedział gdzieś rzucony ja dorobiłem nogi, dorobiłem spód. Także jest to wspólna robota z moim teściem, który mnie zainspirował, który mnie wdrożył w to wszystko, jak można powiedzieć zainspirował i trochę wciągnął mnie w ten świat twórców ludowych. (…) Jest jeszcze jeden ptak w domu taka kraska, która po nim została, a ten ptak to jest taki nasz wspólny i czasami go biorę na jakieś wystawy, konkursy czy jakieś kiermasze, ale nie sprzedaję. Daję zaporową cenę taką , że już nie sprzedam. (…)
Tutaj mamy kaczuszki na święta Wielkanocne, czy baranki, zajączki jakieś robimy. Jeżeli chodzi o zabawkę naszą ruchomą to właściwie można powiedzieć cały sezon zabawka ruchoma. To nie ma co kiedy to się zawsze sprzedaje takie rzeczy, czy zwierzątka. A święta Bożego Narodzenia to znowu te szopki będziemy robić czy te ptaszki, bo ptaszki to takie stroiki świąteczne robią. To nie tylko można dać na choinkę takiego ptaszka małego, tylko można zrobić stroik sobie. Trochę choiny, czy to jodłowa, czy sosnowa i z dziesięć ptaszków i jest stroik prawda.(…)
KL: A zdobienie to przede wszystkim jakieś kwiatuszki, kółeczka tego typu sprawy.
JL: (…) te konie na biegunach są bardzo popularne, klepaki, bryczki, karuzelki (…)
I: A co na karuzelach jest?
KL: Koniki są na karuzelach, ale można różne wzory zastosować. Ptaszki, koguty są.
JL: To są dwa kółeczka i kółko na kółku, są dwa kółka później i tam piórka po kurach. Potem tam malują te kółka, czy barwią. Takie piórka są zdobione, te koniki. Są koniki na kółkach, są koniki na biegunach, te malutkie na biegunach. Teraz ci młodzi twórcy też zmieniają, my też zmieniamy. (…) My też nie trzymamy się ściśle z tym co przedtem (…)
KL: (…) musi być bardzo dobrze dopracowany, nie może być żadnych zadrapań
JL: Bo matka, czy ojciec przychodzi faktycznie i on patrzy zanim to kupi, ogląda „A to jest za małe, uderzy się tym coś sobie zrobi” i nie kupują tego, bardzo zwracają uwagę. A to mówię, to jest koziołek, kózka i ma skórzane uszka i on sobie krzywdy tym nie zrobi. Ano właśnie, prawda. Konika chcą kupić, ale jest ostry, ale ten konik ma skórzane uszy i ma ogon z włosia. Także różnie, bo dziecko do buzi bierze, nie kontroluje się no i my właśnie pod tego klienta robimy. (…)
KL: Chodzi o to, że każda pora charakteryzuje się czym innym, zapotrzebowaniem na inne zabawki. (…) Na przykład teraz święta się zbliżają no to przede wszystkim szopeczki, w sezonie no to przede wszystkim zabawka, a znowu jeżeli chodzi o wczesną wiosnę no to już krzyże, rzeźba sakralna. Także każda pora roku charakteryzuje się czym innym.