POL,

Koniaków



        For privacy reasons YouTube needs your permission to be loaded.
        Wyrażam zgodę

        Fragment rozmowy z panią Zuzanną Ptak (ZP). Wywiad został przeprowadzony w Koniakowie, gm. Istebna, woj. śląskie, przez Agatę Turczyn w dniu 26 lutego 2018 roku w ramach projektu Letnia Szkoła Koronkarstwa.

        Proszę, niech się Pani przedstawi i powie, gdzie i w którym roku się urodziła.

        ZP: Nazywam się Zuzanna Ptak, pochodzę stąd, z Koniakowa, tu się urodziłam, w tysiąc dziewięćset czterdziestym piątym roku.

        Czym się Pani zajmuje?

        ZP: No, więc jestem koronczarką, heklowaczką, czy jak to mówić, nie? I, no zajmuję się tym z przerwami od malutkiego dziecka, od czterech lat. Jak miałam cztery lata, to mi już dali szydełko do ręki i już tam coś miantałam. Później w czasach szkolnych, to już trzeba było sobie zarobić na jakieś tam coś, jak się chciało mieć na coś pieniążki, potem się poszło do pracy, pracowało się. No ale też, i w pracy my tam też szydełkowały. Potem, potem wyszłam za mąż, dzieci, no, a jak już były dzieci, to już było tylko szydełkowanie, bo, bo do pracy się już nie dało rady iść i to już było tylko po prostu.

        A od kogo nauczyła się Pani szydełkować?

        ZP: Właściwie wszystkie baby na około, wszystkie szydełkowały, nie, moja mama […] bardzo była dokładno, bardzo, to, to jej trzeba było przyznać, że… to chyba mi to zostało z tą dokładnością, z tym. Ona potrafiła jak tam gdzieś coś nie pasowało, wypruła i od nowa. I jo robię to samiuteńko. Jakby mi się coś nie spodobało, to już musi być wyprute i zrobione od nowa. […]W jednym miejscu w takim domu my były i moja mama, prawdziwa moja mama robiła na drutach sweter i ona tak to robiła pięknie „I pokoż mi, i pokoż mi”. I ona mi dała te druty, te druty mi dała, no i zaczęła mi tam parę oczek, no, ale co, nie powiedziała mi, co mom z tem robić, więc jo tak szybko tymi rękami robiła, jak ona i mi tego nie przybywało nic, jo zaczęłam płakać, ni? I tam taka sąsiadka mi mówi „Wiesz, co? Ty tego nie poradzisz” ji dała mi takie grube szydełko „I tak se przeciągej”. I wtedy się nauczyłam już przeciągać oczka, no, potem tam, potem robiłam takie najpierw słupek, najpierw coś tam się nauczyłach, żeby tyko robić, żeby dorównać tem babom, że uone rękami ruszały, a jo też musiałam ruszać, ni? No. […]No, a potem, potem już szło, potem podpatrzył człowiek to i tamto. A jo miałam taką dość smykałkę, że nie lubiłam cudzych wzorów, więc robiłam swoje i dość mi to tak wychodziło i wychodzi mi dotychczas. Nie lubie podpatrywać cudzych wzorów, nie lubie. Nie mówię, że się moje wzory nie pokrywają z tam, z… bo pokrywają się, bo heklowanie polega na tem, że jedna baba uwidzi „Te, wiesz, co, ładne, dej odrobić” to, to druga też da odrobić i to, to się potem pokrywają te wzory.

        Co jest potrzebne do heklowania?

        ZP: Do heklowania jest potrebna heknadla, znaczy szydełko, i nici. Tako grubość, jak, z jakich kto chce robić. To są na przykład siedemdziesiątki, to są już cieniutkie nici, takie cienkie, jak to. No, ale to są pięćdziesiątki. […]Do wszystkiego trzeba jakąś inną grubość nici, no ale najładniejszo robota jest z cieniutkich nici. Mi się też najbardziej podobo.

        A skąd kiedyś brało się nici?

        ZP: Jak jo już byłam, jak ja już pamiętom, to się z Czech śmuglowało nici, no. Czeski kordonek był wspaniały, była osiemdziesiątka, sześćdziesiątka, pięćdziesiątka, ale potem się czeski kordonek tak zepsuł, takie się na nim, takie zgrubienia na nim były, no ji tera już od bardzo długiego czasu turecki kordonek. I ten kordonek jest cudowny, fajny. No, bo na nim nie ma, o, żodnych grubień, a jak są zgrubienia, to się takim, nie wychodziło.

        A szydełka?

        ZP: Bo kiedyś, kiedyś dawno, dawno, to robili z drucika, robili tam, robili, no, ale ja tak szczerze mówiąc nigdy nie miałam jakiegoś drucikowego. Takie już raczej, takie jakieś dobre szydełka. Z Czech, bo w Czechach tego było wszystkiego dość. U nas, no, bo właściwie, to to szydełkowanie uno przyszło tu podobno z Czech, bo te, te naczółki na głowę robiły i to przyszło z Czech. No więc widocznie to była prawda, skoro tam szło kupić, a u nas to, u nas w Koniakowie gdzie tam można było, no? Jeden od drugiego, jeden drugiemu przyniósł, jeden drugiemu załatwił ji.

        Jak mogłaby Pani wytłumaczyć, na czym polega heklowanie?

        ZP: To trzeba pokazać. Trzeba pokazać od najmniejszego detalu, trzeba o, o, nawiń se nitke, tak, potrzymej, teraz trzeba nawinąć, przeciągnąć, zrobić pierwsze oczko zaś. I trzeba go zrobić, wie pani, jak jo wnuczki uczyła? Że trzeba zrobić łańcuszek od słupa do słupa, taki długi, to się nauczysz szydełkować. No, żarty se z nich robiłach, ale faktycznie jak już umiały dobrze, równiutki łańcuszek robić, to już później szło, no, nie wszystko, bo trzeba było zaś pokazać. Ale trzeba, niewiele się wytłumaczy, jak się nie pokaże. Trzeba dobrze pokazać. […]Raz, dwa, trzy. Już łańcuszka kawał zrobione, nie?. Później trzeba łańcuszek złączyć, już wyjdzie kółko. Potem trzeba, my to nazywamy gruby warkocz albo owijany warkoczek, albo są nazwy, nie? To trzeba nawinąć, przeciągnąć, zaciągnąć, nawinąć, przeciągnąć, zaciągnąć. No, i już wychodzi taki o. […]Potem się robi słupek. Dwa razy uowinąć, raz, dwa, trzy, cztery ji już wyjdzie słupek. Dwa oczka, dwa razy nawinąć, raz, dwa, trzy, cztery.

        A jakie wzory możemy znaleźć w koronce koniakowskiej?

        ZP: No, listek z ogonkiem, dziurawy listek z ogonkiem, tak to nazywumy. A to, dziadosko broda, o, tu mo oczy, tu mo gębe, a tu mo brode ten dziod. A te to robiłam do tego czegoś i to krakowioczki nazywomy. Do sztandaru, taką koronke ze złotych nitek robiłam., bo to jest, to jest z płótna robione. […]Te nazywamy, te są niby truskawki, a to, tak jak się ten robi, to nazywomy palma, a tu o, też takie samo, można powiedzieć – serduszko na to albo jak tam, nie? A to truskawki, to że tu jest ten i tu mo. Bo są szyszki, ale szyszki są inaczej, w dwie strony są robione listki. […] To są gęsiorki, te.

        Skąd taka nazwa?

        ZP: Te drobniutkie to niby gęsiorki, to takie kwiatuszki drobne, na polu rosną, takie białe, takie drobiutkie, to u nas to nazywają gęsiorki. […] Każda musiała se ten wzór ułożyć. Po prostu dopasować dane kwiatki do wielkości, do tej luki, która wychodziła, żeby równo przypiąć, ni? Żeby to nie ciągło, żeby no.

        A co kiedyś robiło się z koronki?

        ZP: Dawniej serwety, obrusy – duże, małe, kompleciki, kołnierze, do sukienek wstawki robiły. Takich może dużych sukienek tego jeszcze dawniej, dawniej nie robiły. No, ale, ale Helenka Kamieniarzowa, tylko że ona to robiła bardziej z takich grubych nici, z włóczki takiej, więc ona też już zaczęła te sukienki, ale z takich jednolitych kwiatków, jak na przykład dopinane,o, takie same, jedne, nie kombinowane.

        A dzisiaj?

        ZP: No, co pani powiem. No, ja zawsze lubiłam nowości. Bo kiedyś, tak szczerze pani opowiem. […] A sukienki. Pierwszą sukienke, pierwszą sukienke to zrobiłam mojej córeczce do komunii, do komunii szła, no, to jej zrobiłam sukienke, no, to już to był hit. […] No, a potem już od tego czasu sie robiło, na roczek sukienki, na, na, teraz się już nawet robi szatki te do chrztu, te białe szaty, co się kładzie na beciku, nie? […]To teraz robiłam, to było z Ministerstwa to stypendium półroczne. Więc tam zrobiłam im dwa kołnierze, krawat, na głowe toczek taki, toczek taką woalkem, sukniem ślubną, z takiem, z taką narzutą, z takim czymś, suknie koktajlową, bluzeczke i spódnice.

        A czy po samych wzorach można było rozpoznać, kto zrobił daną koronkę?

        ZP: Kto się na tym znoł, to zaraz powiedział „To robiła ta, to robiła ta, to robiła ta”. Bo każdo robota niestety była, czymś się różniła tak troszkę. A wzorami się wymieniały, ale każda miała jakiś swój tam wzór, którego bardzo lubiła robić ji ten. […]Każda musiała se ten wzór ułożyć. Po prostu dopasować dane kwiatki do wielkości, do tej luki, która wychodziła, żeby równo przypiąć, ni? Żeby to nie ciągło, żeby no.

        A czy komuś Pani przekazuje te umiejętności?

        ZP: No, ja przekazywałam dużo. No, uczyłam w szkole heklowania dużo. No, jak miałam czas, to chodziłam, to było dwa lata chodziłam do szkoły, w szkole uczyłam. Nauczyłam moje dzieci, wnuczki nauczyłam, umią. Mam trzy wnuczki i umią robić. Mój wnuk też się uczył, też się uczył, bo jak dziewczyny szydełkowały, to on też szydełkował ten warkoczyk, ten łańcuszek.