Hafciarstwo i koronkarstwo, Plastyka obrzędowa i zdobnicza
POL,
Lipsk
Pani Krystyna Cieśluk od dziecka wykonuje pisanki i ozdoby choinkowe. Od 1962 r. pozostałe techniki i wzory. Prowadzi warsztaty z zakresu wykonywania pisanek, wycinanek (firankowych i tradycyjnych), koronek szydełkowych („zęby” do ręczników i obrusów, serwetki), haftów krzyżykowych, serwet i serwetek robionych na drutach. Laureatka wielu nagród, m.in. „Zasłużony Działacz Kultury”, Złoty Krzyż Zasług, Nagroda im. O. Kolberga, „Zasłużony dla Kultury Polskiej”. Należy do Stowarzyszenia Twórców Ludowych oraz Stowarzyszenia Miłośników Lipskiej Pisanki i Tradycji.
Fragmenty rozmowy z panią Krystyną Cieśluk (KC). Wywiad został przeprowadzony w miejscowości Lipsk, powiat augustowski, przez Bartłomieja Drozda (I) w dniu 27 lutego 2017 roku, w ramach projektu Letnia Szkoła Pisankarstwa.
I: Proszę się przedstawić: imię, nazwisko, rok urodzenia, miejsce zamieszkania i powiat.KC: Nazywam się Krystyna Cieśluk. Urodzona w Lipsku w 1937 roku. Zamieszkuje od początku swojego urodzenia, to jest powiat augustowski, gmina Lipsk, powiat augustowski. […]
I: Proszę powiedzieć, gdzie Pani nauczyła się robić pisanki?
KC: Więc w ogóle pisanki kiedyś robiło się tylko na kurzych łapkach, na małych. Moja mamusia robiła. Nazywała się Maria Pietrewicz, ale z domu pochodziła Kornilowicz. Ona nauczyła się od swojej mamy, czyli od Wiktorii Kornilowicz. […] I mamusia robiła pisanki, więc ja uczyłam sie jako malutkie dziecko, gdzieś takie 8-letnie. Dlaczego? To był okres taki trochę wojenny i ludzie ci z zagranicy, wojskowi, komisarz, na przykład baor, którzy w pobliżu mieszkali, oni dowiadywali się, co kto robi, komu co robi, więc nawet zapraszali, żeby dla nich wykonać jakąś pisankę. To były takie jednokolorowe takie pisaneczki. I ja pamiętam, kiedy zostało zamówione te pisanki, to mamusia mnie brała do tego baora, żeby zanieść, bo oni nie płacili, tylko zawsze… no podziękują po swojemu po niemiecku i to wszystko. Ale jak było dziecko, to podawali, może cukierka. Może przede wszystkim cukru trochę. Zawsze dzieci malutkie były w fartuszkach takich, może akurat nie z taką dużą koronką, trochę mniejszą. Pamiętam jak mnie żółtego cukru nasypali do tego fartuszka. Czyli to była taka zapłata dziecku na tego… I za chwilę wyszedł komisarz ważniejszy niż baor i mówi: „To co? Dla baora to jest, a dla komisarza to nic już nie ma?” I mamusia tłumaczyła się: „Nie mam jajek, nie mam… może to przed Wielkanocą, ale kury tyle nie noszą”. Po swojemu tłumaczyła. A on powiedział, że my kury mamy i kury bardzo piękne, bo z czubami bardzo dużymi. Białe kury z takimi dużymi czubami, a u nas takich jeszcze nie było w ogóle tu w terenie, w naszym. Nigdzie nie było rasowych. I on powiedział do gospodyni, żeby zanieść nam jajka i mamusia to też powiem, że mamusia wzięła swoich pisanek za dwa dni. Zaniosła i pisanki zaniosła. Też szłam do tego komisarza. „A te jajka posadzili, kurczaki wyszły. Właśnie z takimi dużymi czubami”. […] I najważniejsze, że były białe jajka. I dlatego jak on powiedział ten komisarz, że zanieśliśmy, a on mówi: „No nareszcie zawiozę tam do siebie, do Niemiec i pokażę swojej żonie, pokaże wszystkim jakie to kobiety zdolne, jakie piękne rzeczy wykonują”. Czyli warto pisać i zawsze prosiłam mamusię, żeby mnie dała. Chociaż trochę. Więc mamusia pozwalała tylko pisać na takich skorupkach, które miała tam do upieczenia jajko, czy do ugotowania. Takie, które nie nadawało się do sprzedania. Bo wszystkie jajka, wszystko zawsze było, że trzeba albo kontyngent zdać, to była mleczarnia. Kontygent to jest obowiązkowa dostawa: jajek, mleka, ze zboża, że wszystko to jest tam rolnicze. Ale dla kobiet to koniecznie, że jajka i mleko. I to było obowiązkowe, więc trzeba było. A z kolei zwykłe białe jajko, nawet nie białe, brązowe, jakie tam mogło być […] Nie było pieniędzy, więc mamusia dawała do chusteczki takiej małej, albo do fartuszka tego nałoży tam 5-6 jajek. „Nie pobij. Idź do sklepu. Kupisz sobie ołówek. Kupisz sobie zeszyt, bo nie mam pieniędzy”. W ten sposób można było wykorzystywać okres biedoty, to bym powiedziała.
I: Czyli od mamy się Pani nauczyła? Czy ktoś jeszcze w rodzinie robił?
KC: Babcia robiła. Mamusia miała 4 siostry i wszystkie siostry robiły. Tylko tamte więcej starały się, tylko przed samą Wielkanoc robiły, a mamusia już jak post się zaczynał. Także od Środy Popielcowej to już zbierała jajka. Bo żeby opisać jajko te, to są wydmuszki, gdzie my teraz robimy. A przedtem musiało być gotowane. I żeby utrzymać więcej tych jajek białych, no zebrać, bo każdy jak musiał zdać na kontygent, no jeszcze dodatkowo musiał zebrać sobie na pisanie jajek, to wkładało się do dużego takie garnka. Przesypywało się popiołem, Zwykłym takim popiołem z drzewa. Żeby te jajka nie zniszczyły się. Żeby one były takie… zachowały wartość swoją odżywczą to wtedy już mamusia zaczynała pisać i z powrotem wkładała do tego popiołu. Żeby przetrzymać jak najdłużej. I dopiero w Wielki Piątek po obiedzie, obgotowywała w farbach, gotowała w farbach i już były te jajka. […] Dla mnie pisanka to żeby się nauczyć koniecznie. Ja mogłam to jajko rozbić, zjeść, ale żeby się nauczyć napisać. Potem była taka potrzeba, że jak mamusia nie miała czasu, więc ja siadałam, pisałam i mamusia dostawała pieniądze. […] Ale potem jak już zaczęłam robić jako taka dorosła osoba, już byłam w szkole średniej, wtedy wiedziałam, że mogę, to co nauczyłam się od mamusi, mogę przekazać koleżankom i nawet nauczycielkom. […] Każda kobieta, jak już powiedziałam, musiała więcej zrobić. No babcie też robiły. No wiadomo. Młoda osoba więcej zdolności, ma więcej chęci do pracy i znajdzie więcej czasu. […] Już przez cały post mamusia robiła zawsze. Więc ja potem uczyłam się. […] W 69 roku jak po raz pierwszy zostało ogłoszone przez radio, przez jakieś, w gazecie gdzieś, że Muzeum Etnograficzne w Krakowie organizuje ogólnopolski konkurs na pisankę. Ja znalazłam to, przeczytaliśmy i złożyliśmy, napisaliśmy, że weźmiemy udział i wysłaliśmy pisanki. I tak się złożyło, że w 69 roku ten ogólnopolski konkurs to była dla mnie pierwsza nagroda. To było coś, co zachęciło całkowicie do dzisiaj. […]
I: A co to było to wolokanie?
KC: Każda dziewczyna młoda powinna była opisać, w tamtym latach przynajmniej kopę jajek po to, żeby potem Wielkanocą można było rozdać wszystkim, którzy przychodzą po wolokaniu. Wolokanie to jest chodzenie po… to jest kolędowanie. Tylko kolędowanie bożonarodzeniowe, a wolokanie wielkanocne. Także przychodzili dzieci takie małe do 10 lat. Przychodziły takie dzieci od 10 do 15 lat, takie nawet do 18-tu, to tez dzieci. A już potem przychodzili też tacy, co skończyli 18 lat. Albo nawet jeśli był 16-latek, a był taki duży, wyrośnięty, to też szedł z tą grupą dorosłych. Ale w dorosłej grupie to przychodzili nawet tacy, którzy mieli 60 lat i więcej lat. Żonaci mniej chodzili, raczej mało. Ale starzy kawalerowie, to oni już szli w grupie już starszej, to brali jakąś organkę, żeby coś tam idąc na Wielkanoc coś tam przygrać. Nawet grzebień i kawałek jakiejś tam pieróg tam… to na tym grzebieniu grali. Jak ktoś skrzypce miał, to szedł ze skrzypcami, bo ośpiewywać tam właśnie tego. Dzieci to przychodziły tylko z życzeniami, albo pukały tylko i prosiły o wołoczonne i dlatego to jest wolokanie. […] Więc kiedy przychodziło Wielkanoc, już było w Wielki Piątek wszystkie obgotowane jajka na świeżo, pomalowane już na kolorowo, wytarte, bo to każde jajko pisane prawdziwym woskiem i patyczkiem. Bo kiedyś jeszcze pisali zastruganym patyczkiem. Taka końcóweczka była jak ołówek zastrugany. I wtedy pisało się tym patyczkiem. W późniejszych latach, to jest tak okres międzywojenny, tak nawet zaraz po wojnie, po II wojnie światowej, już zaczęli pisać zwykłą, tą… […] zapałką. Zwykłą zapałką. Brało się zapałkę, maczało się tą końcóweczką, którą się zapala. Maczało się wosk i pisało się jajka. To przetrwało jeszcze parę lat temu, także jeszcze 2005, 2002 rok to jeszcze będąc w Augustowie to w domie moich byłych teściów, to jeszcze robili woskiem, zapałkiem. Już patykiem nie robią, zapałką. A już tak okres jak skończyła się II wojna światowa, jeszcze dużo było, Grodna, jeszcze można było jechać do Grodna. Stamtąd Żydzi przywozili towary. I oni mieli pospinane szpileczkami. Było kombinować tak w rozmowie, że dostać tę szpileczkę i już szpileczkami pisać. I już szpileczkami do tej pory teraz. […] I kiedy w Wielką Sobotę dzieci niosą do kościoła poświęcić jajka, ale dawniej to się niosło nie tylko jajka do święcenia, ale niosło się cały kosz. To jest takie początek 1900, tam koniec tysiąc osiemset dziewięćdziesiąte lata. Więc niosło się cały kosz z jedzeniem. Piekło się chleb, cały bochenek, ser zrobiony, masło robione ręcznie, jajek tam ugotowanych ile można było- przeważnie każdemu domowniku jajko musiało być, i jeszcze mięso, ale mięso i prosiaczka jakiegoś, czy kurczaczka piekli, kiełbasę jakoś zrobili, czyli pełny kosz od kartofli. Nakładali tego wszystkiego i nieśli do kościoła. Dlatego że dawniejsze lata były takie, że nie wolno było […] według wiary katolickiej święta to ma być wszystko zrobione przed świętami, święta to jest na prawdziwe szanowanie narodzin Pana Jezusa i na Boże Narodzenie, a na Wielkanoc na Zmartwychwstanie Pana Jezusa. Także te 2 święta były tak mocno szanowane, że nie można było. Nawet jak świniakowi trzeba było dać, to trzeba było przygotować dzień przed tym, nawet zanieść tyle dla bydła. Tyle dać siana, tyle tam jakiejś słomy, czegoś, żeby tylko pójść dołożyć, wody dolać, nic więcej. I nie wolno było gotować obiadów. Przez dwa dni ten kosz taki ten z tymi jajkami, to miał wystarczyć na całe święta do jedzenia. I od razu po śniadaniu, kiedy podzielili się święconym jajkiem, zjedli do śniadanko, dzieci małe- takie wielkości, mówię 6, nawet 5 latki już takie bardziej tego… już jedno za drugiego brało za rączkę i „Pójdziemy do sąsiadów”. Wtedy takie do 10 lat. I młode i większe. Przychodzili do drzwi, te dzieci przychodziły, pukały. Gospodyni tylko zawsze powiedziała: „Wchodźcie, wchodźcie dzieci”. Dzieci wchodziły: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Gospodyni odpowiadała: „Na wieki, wieków. Amen. A co dzieciulki powiecie?” „A ciotku, a my tu przyszli do Was po woloczonne”. „No to nastawiajcie fartuszki” – do dziewcząt, a chłopcy mieli małe koszyczki zrobione takie, do tego […] Gospodyni włożyła każdemu po jajku malowanym, bo mogły być tylko malowane, a o pisane, to też już która bardziej bogata była, czy to… Czy bardziej taka szanowana, to pisankę dawała. A tak to w naturalnej farbie tak, w ziołowej gotowane i podawane tym dzieciom. A jeżeli już zabrakło, to nawet surowe jajka dawali. Ale kiedy te dziecie „Bóg zapłać, Bóg zapłać ciotku”, to dzieci wybiegały sobie za drzwi, zadowolone i one się bawiły, one od razu miały zabawę. One wyszły w wybijanego, albo czekały, że przejdą całą wioskę tam, gdzie mieszkali. Albo ulicą wzdłuż, wszerz przejdą i wtedy dopiero zaczynali to taczanie jajka po trawie, tam po pogórczku, to… To były takie gry, zabawy rodzinne. Te dzieci, co były głodne, to one rozbijały te jajka, szli na wybitki, albo oddawało się drugiemu dziecku, a jeżeli nie to, „A jedz, bo ty głodny”. No to dziecko zjadało same. Ale kiedy poszły te dzieci małe, przychodziły te dzieci starsze. I one wchodząc do domu też pukały do drzwi, też wchodziło nie jedno, nie dwoje, ale wchodziło ich 5 i 6 i więcej mogłoby być. I oni też „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Gospodyni odpowiadała też „Na wieki, wieków” i wtedy już oni mogli wejść ze śpiewaniem. I śpiewali konopielki. Na przykład: „Cienka, niewielka w lenku kanapielka, hej wino, wino, zieleno. Jeszcze cieńsza niż ładniejsza, hej wino, wino, zieleno” […] Ale oni wchodzili czy dwie zwrotki zaśpiewali i wtedy mówili, któryś z bardzo takich odważnych: „Jestem mały żaczek, jako robaczek, w szkole widziałem, rózgi nie widziałem, rózga zielona, z drzewa łamiona, przyszły małe dziatki, zrywały kwiatki, po drodze rzucały, Pana Jezusa witały. Witam Cię Jezu, prześliczny kwiecie, ja małe dziecie, ręce podnoszę, o woloczonne proszę”. A drugi mówi: „Ciotku, dajcie par pięć, to będę wasz zięć”. A jeszcze drugi z tych większych: „Ciotku, dajcie par osiem, to wtedy wezmę waszą córkę na osień”. Jak już wyrośnie, to na osień, to jest na jesień. […] I wtedy te dzieci dziękowały: „Bóg zapłać, Bóg zapłać” i biegły dalej, od domu do domu. Ale tak od obiadu na pierwszy dzień świąt, już przychodzili dorośli, tacy w wieku 16, 18, 30 lat i starzy kawalerowie przychodzili. I tak przychodzili, i z organką, żeby przygrać, przychodzili z… nawet i z harmonią, grzebień mogli brać, żeby sobie na ustach śpiewając przygrywali, na skrzypcach. Każdy, że miał, żeby pójść tak…no idziemy z grupa taką wesołą i tak. I oni przychodzili pod domu i w okno pukali. Zapukali w okno i od razu zaczynali śpiewać: ” Wesoły nam dzień dziś nastał, którego z nas każdy żądał. Tego dnia Chrystus zmartwychwstał, Alleluja, Alleluja”. To chodziło tak, że oni tak szybko śpiewali i wyciągali bardzo mocno z taki, no… Bo dziewczęta tak łagodnie śpiewali, a już chłopcy to prawie już z krzykiem bardziej. I oni wtedy składali życzenia, „Wesołych świąt, żeby Wam kury dużo jajek niosły, żeby bogate byli, żeby córka tam wyszła za mąż, żeby tam wszystkie, wszystkiego, tam krowy mleka dawali”. No wszystkiego, wszystko, komu przyszło na myśl, zawsze mówili pod tym oknem i potem mówili… Wychodził przeważnie gospodarz, bo jeszcze tam, bo „dajcie nam jajek, dajcie pisanek na Wielkanoc” wspominali, składając życzenia. I wtedy gospodarz wychodził, „No chodźcie chłopcy, chodźcie, to dam wam. To gospodyni Wam dam. Ja was czym innym poczęstuje. I wtedy chłopcy wiedzieli, że w tym domu jest dziewczynka. […] Więc wtedy chłopcy wchodząc, zaczynali śpiewać: „Hej mości, mości, tam traweńka rości, za Dunajem, rajem, tam traweńka rości”. I w tym czasie, kiedy zaczęli śpiewać tą jedną zwrotkę, więc wstawali, całą grupą, mieli ogromny kosz, bo ci chodzili z takimi małymi koszyczkami, a tu taki prawdziwy duży kosz, gdzie mieli nałożono dużo jajek i dostawali wódkę i tam jakieś, i jakąś tam kiełbasę gospodyni dawała. I wtedy oni wychodzili i szybko łapali się za ręce i w ten sposób i łapali dziewczynę i nawet było ich tam trzy w tym domu. I obtańcowywali. I jeszcze raz „Hej mości, mości, tam traweńka rości, za Dunajem, gajem, tam traweńka rości. A po tej trawie, chodziły pawie, za Dunajem gajem, chodziły pawie. Pawie chodziły, piórka gubiły, a dziewczyna kraśna za nimi chodziła. Za nimi chodziła, piórka zbierała, do fartuszka kładła…” I oni obśpiwywali. I wtedy obśpiewywali, trzeba było… dziewczyna, która była po środku, czy tam nawet trzy, musiała uciekać. Ona wiedziała, że jeżeli ona nie ucieknie z tego kółka, to będzie musiała dać bardzo dużo pisanek dla tych chłopaków, dla tych mężczyzn, którzy przyszli. I wtedy dziewczyna uciekała, ale już po tym nie puścili chłopcy, jak ona chce tu przeskoczyć, to chłopcy do góry ręce podnoszą. Jak oni tu, to oni opuszczali. Także chodząc, ona nie mogła, W końcu stawała tak na równi i tak przyglądała się tym chłopaczkom. Chłopcy, obchodząc dookoła, śpiewając, przyglądali się po domu. I głowa się kręciła w ten sposób. Oni patrzyli, czy ten dom jest czysty, czy nie ma pajęczyn, czy są obrazy jakieś, czy są dekoracje jakieś, wyszywania, jakieś makatki, czy jest… czy firanka jest. A firanek nie było, bo z papieru były firanki, czy na oknie była firaneczka jakaś zrobiona, czy podłogi też nie było, bo była glina taka wydeptana, to piaskiem żółtym obsypane… Chociaż to święta wielkanocne, ale niestety piaskiem żółtym obsypano, czasem chodniczek jakiś wytkany, to wtedy chłopcy przyglądali się, czy tutaj mieszka dobra gospodyni, że będzie umiała coś zrobić, gdyby tam jednak przyjechać do niej tam w swaty, to czy będzie dla mnie dobrą żoną i dobrą gospodynią. Dziewczynka stojąc, opuści ręce, przyglądała się na chłopaków, którzy dookoła chodzą, który najładniejszy. I wtedy jak oni skończyli śpiewać, oni życzenia poskładali, „A ty matko Ewo, nie wiesz, co twej córce trzeba. Jak ty była taka, to nie chodziła byle jaka. Ale prędko się uwijała, żeby męża dostała”. „A ty Adamie” – do ojca zwracali się, „A ty Adamie proroku, oddaj córkę do roku, nie za jednego, to za drugiego. Jak nie za drugiego, za brata mego. A jak nie za brata mojego, to za mnie samego”. […] I wtedy ta dziewczynka prosiła matki, żeby przyniosła koszyk jajek i ona dzieliła każdemu do ręki już wtedy. […] Który jej się podobał, to dwa dała, może trzy pisanki te dała. I ten chłopak, w najbliższą niedzielę, czy tam odpust, przy świętach jakich, czy jarmarku, tam chłopiec podchodził i prezent kupował dziewczynce. I od tej pory oni zapoznać się, nawet mogli po jakimś czasie przyjechać w swaty do tej rodziny. […]
I: To przejdźmy już do szczegółów tych pisanek. Jakby Pani scharakteryzowała swoje pisanki?
KC: […] Według wiary katolickiej Pan Bóg stworzył niebo, ziemię i wszystko, co nas otacza. Nie dlatego, że… bo bardzo często miałam takie pytania od nauczycieli „Niech pani nam tu nie robi religii”. Ale tak jest. Na pisankach od dawna, bo już w XVIII wieku na naszym terenie w okolicach Lipska, w XVIII wieku już były robione pisanki i zawsze starzy ci ludzie mówili, że wszystko, to, co stworzył Bóg- niebo, ziemię i to, co nas otacza, powinno sie znaleźć na pisance, ze względu na to, że my na Wielkanoc właściwie w Wielką Sobotę, kiedy Pan Jezus jest w grobie my idziemy składać, znaczy podziękowania Panu Jezusowi i Bogu za to, że możemy żyć w tym… I tam składamy pisanki. Tam po jednej się wkłada, bo niech każdy przyniesie. […] Jeżeli weźmiemy niebo, więc na niebie słońce, gwiazdy, księżyc. Więc słoneczko- zwykła- na tym większym pokażę, to kółeczko to jest słońce. I nazywają się słoneczka. Nazywamy gwiazdki, kółeczka, ale to jest nazwa taka prawdziwa. […] Teraz jeżeli weźmiemy gwiazdy, więc… gwiazdy są tego typu i takie gwiazdy tutaj. To są gwiazdy. I nazywają się do dzisiaj gwiazdy. Słońce, gwiazdy, tego… Co nas otacza? Nas otacza drzewa, krzewy, rośliny wszystkie. Bardzo dużo jako ziołolecznicze, jako tego, ale jako ziołolecznicze. No i jako jeszcze ptaki, zwierzęta. I teraz tak, jeżeli weźmiemy drzewa. Nie wiem, zastanawiałam się wielokrotnie, ale tak jest, że nie możemy napisać każdego liścia, każdego drzewa, bo to jest niemożliwe. Ale chyba dawniej ci ludzie łączyli Pana Jezusa, narodzenie Pana Jezusa jako choinka. I tutaj ta gałązka, te gałązki, one podobne są do choinkowych gałązek. I nazywano dzieraszka. To zależało w jakim… Wystarczy, że 10 km może być dali i nazwa może być dzieraszka, jodelka, a nawet i jełka. […] Więc, żeby nie pokazywać każdego drzewa, że ten jest dąb, ten jest klomb, ale jodełkę jako choinkę bożonarodzeniową jako drzewo. Teraz jeżeli weźmiemy ptaki, więc tu… co najbardziej. Wiosna, z okresu Wielkanocy, pierwsze ptaki, które przylatują, jak ja pokazuję do małych dzieci, to bocian. Starzy ludzie zawsze mówili, że bocian jest najważniejszym ptakiem, ponieważ on przynosi dzieci dla rodzin. Takie zawsze było powiedzenie, że bociany dzieci przynoszą. Chociaż one się rodzą, przez komin wrzucają, ale kiedy dziecko wychodzi czasem na podwórko, przychodzi, a tu się urodziło maleńkie w domu i wtedy: „A zobacz bocian wrzucił nam tam braciszka, czy siostrzyczkę. Mamy. Podejdź i zobacz”. Więc bocianiuczki. […] I już to musi zostać do końca naszego życia. […] Te dzioby te wszystkie, to są dzioby bociana. Jeżeli chodzi o zwierzęta, więc to też uznano za najbardziej przychylnego zwierzaka, chyba psa. Kotów lubieją, ale pies to taki ochrona domu. I tutaj wszystkie te.. I teraz, żeby nie pokazywać krowy, bo krowa jest też żywicielem domu, czy tam świniak, ale pies takim obrońcą, takim przyjacielem domu. Sobacze łapki. I to do dzisiaj nazywają się sobacze łapki właśnie te. […] To samo jest z kwiatami. Prawdopodobnie to też wszystko jest wzięte od rumianków, od tego… Ale to tak nazywają, jak kwiatki. Tak jak na przykład ten. […] Jeszcze używano takie krzywe znaczki. Robione, wyszywane różne dekoracje do obrusów, jakieś to, z haftów, z koronek… Brano nawet wzory z rękodzielnictwa osób dorosłych i tutaj nawet nieraz są, w tym dużym jajku, cała koronka. Można zobaczyć z boku, to wszystko było brane z tego wszystkiego, całe koronki.
I: A jak się przygotowywało jajka? Mówiła Pani, że używało się jajek, a teraz wydmuszek się używa.
KC: Do lat… w 69 roku to jeszcze wysyłaliśmy gotowane jajka. Nawet na ten konkurs. W 69 roku Cepelia białostocka, Cepelia warszawska postanowili, że będą się interesować naszymi tutaj pisankami lipskimi i zaczęli przyjeżdżać zamawiać. Więc oni zamawiali, potem my woziliśmy do Białegostoku, do Warszawy sami. Tych pisanek robiło się bardzo dużo, tysiące. Najwięcej w ciągu roku zrobiłam 10 tysięcy jajek. […] Teraz już wydmuszki. Wydmuszki zaczęto od 75 roku.
I: Jakoś Pani szczególnie przygotowuje te jajka jak robi?
KC: Żeby zacząć robić pisankę, musimy najpierw wziąć wody. Ja najbardziej lubię i jestem pewna na Ludwika. To jest dla mnie pewne jest, że krzywdy na jajku się nie zrobi. Bierzemy zwykłą szmatkę, nawet może to być skarpetka zwykła, czy podkoszulek, musimy na wszystko… I w ten sposób myjemy jajko. Jest jajko suche już i siadamy do pisania. […] Jeżeli mam, chcę, mam taką potrzebę wydmuchania, robię ciasto, to robię cyrkiel. I cyrklem wbijam, wciskam i leciutko zachylam. Robi się dziureczka, z drugiej strony- taka mała dziureczka, mniejsza niż to. Tylko jedno wkłucie, takie malutkie wkłucie. To jest widoczne tak. I tym wkłuciem przez wiele lat ustami to. Później pompką do pompowania materaców i teraz większością pompką. Niektórzy ściągają strzykawką. […] Jak ja wydmucham i to wyleci wszystko tak jak trzeba i potem włożę, żeby to namokło wszystko jeszcze raz, jak mówili zbełtać we środku, żeby nie było tam już jajka i jeszcze raz wydmuchać, to mam czyste jajko wewnątrz. To ja to jajko mogę od razu na patelnię. I ono tak jak jest to biało będzie dookoła, a na środku żółtko.
I: A które jajka są najlepsze?
KC: To znaczy ja bym powiedziała tak. Najlepsze kurze, to jest tradycyjne wszędzie. Bo kurze jajka były od początku. Gęsie były późniejsze. Ale do pisania pięknie wyglądają białe, ale mamy takie problemy z kupowaniem jajek w sklepach i teraz trzeba gdzieś zamawiać. […] Ale znowu bardzo często są myte. Nie wiemy w czym. Bo kura, to jest normalne. Na grzędzie siada, druga obok. Więzła, trochę przybrudziła. Bo nawet chodząc po jakimś błocie, po jakiejś wodzie takiej brudnej, kura wskakuje na gniazdo i łapami ociera o to jajko. I trochę jest pobrudzone. Trzeba to zmyć. Nie zawsze dajemy radę zmywać ze względu na to- zależy jak długo to jajko leżało u kury na gnieździe jak ta kura leżała. A może jeszcze druga, czy trzecia przyszła… […] Jeżeli ktoś nam przysyła w takich chemicznych… rozpuszczalnikach chemicznych, to wtedy mamy problem. Farba się nie bierze. […] Myje wewnątrz, żeby nie było […] zwykłą wodą, z tymże dodaję płynu. Płynu takiego do zmywania naczyń. […]
I: A jakie kolory się wykorzystuje w Pani pisankach?
KC: Znaczy tak… Do mniej więcej… w farbach naturalnych tak do lat 70-tych, właściwie już tak 62 rok jak przyjeżdżali z Krakowa ci naukowcy, więc wtedy profesor Reinffuss wyprawił swoją ekipę z Muzeum Etnograficznego z Krakowa na całą stronę wschodnią. […] I oni jak jeszcze przyjeżdżali, dla nich robiliśmy w naturalnych farbach. Ale już potem już robiliśmy w chemicznych. Chemiczne farby to co były przewożone, […] cztery kolory. To był czarny, sinka, różowy i miały swoje nazwy… zielony. To te cztery kolory my już mogliśmy korzystać. Ale już w tym nie gotowało się. Można było gotować, jeżeli było dużo jajek. Tylko tyle, że ufarbować. No to można było gotować. Ale jeżeli, to tylko się wkładało, to ja pokażę, wkładało się do farby rozpuszczonej w słoikach, przyciskało się i zaraz wyjmowało się, odsuszało się w ręcach i tego… […] Teraz jest kolorów dużo. Wszystko do prawdziwej wełny owczej i do naturalnego jedwabiu. […] I teraz już od paru lat piszemy woskiem kolorowym. Tutaj mam wosk kolorowy. Kiedyś nie pisało się. To też jest wosk naturalny, pszczeli. […] Z tymże farba. Mamy problem z kupnem takich farb. To muszą być takie farby do świec. Takich prawdziwych, kolorowych. […] Wosk naturalny, prawdziwy, od pszczelarza przetapiany. […] I kreseczki. Macza się tylko i robi się słoneczko. Te wszystkie wzory zaczynają się właśnie od tych słoneczek. Te zwykły, zaostrzony nożem patyczek. Tutaj troszeczkę mam więcej wosku nałożonego, więc są grube. […] Pisanie zapałką jest to prawie to samo, co pisanie patyczkiem. Troszeczkę grubsze wychodzi, szersze. I zwykłym, szpileczką krawiecką. […] I tutaj zrobię bacianiuszki. W jaki sposób? Do góry i z powrotem. Do góry i wracamy po tej samej kreseczce. Dlatego dzieci bardzo często mówią, że u bociana jest jeden dziub, mniej więcej, ale na gnieździe siedzi więcej. To będą sobacze łapki, czyli odciśnięcie stopy kota, psa na śniegu, na piasku. No i jodełka, jełka, dzieraszka. Można na około, dookoła samą tą jodełką, dzieraszką oplatamy całe jajko. […] Biorę farbę, sobie zostawiam jego i jest takie jajko żółte. Ten sam wzór, to samo wszystko. I teraz siadam, piszę po tym żółtym. Opisane mam, wszystko jest, idę włożyć do farby czerwonej. Ufarbowało się. Opisałam to wszystko i wrzucam do czarnego. I ten czarny kolor biorę. I tutaj sobie mam szmatkę. Obojętnie jaką, czy koszulę czy ścierkę, czy dziecięce bluzeczki. I teraz nad tym. Możemy nad palącą się świecą, będą szare zacieki z dymu, i to takie, które nie usuniemy niczym. Nie możemy dlugo przytrzymywać ze względu na to, że skorupa jajka zaczyna… […] Dawniej farbowano najczęściej i najbardziej było trwale, więc łuski cebuli. Zdejmowało się łuski cebuli, wkładało się do garnka, zalewało się wodą i do tego wkładało się surowe jajka i tam gotowało się. Jeżeli gotowało się 2-3 minuty, to będzie kolor typu tego. To jest taki ciemniejszy bardziej. Jeżeli podgotujemy 3-4 minut, będzie brąz, a nawet taki silny, silny brąz, aż do czarnego. Także… W buraku czerwonym. Normalnie gotowało się burak czerwony, tak jak zupę i wkładało się jajka. Oczywiście musi być ocet dodawany, ze względu na to, że ocet daje trwałość farby, tego barwnika. I w tym buraku gotowało się. W korze olchowej. W korze olchowej wkładało się tylko. Zdzierało się korę z młodej olchy. Suszyło się na piecu i wtedy zalewało się wrzątkiem wody. Wkładało się zendry, sypało się. I jak to było chłodniejsze, wtedy wkładało się o takie jajka. I one leżały przez 8 godzin, do 10. Wieczorem włożyć, a rankiem wyjmować. Trza było łożyć na sito, na takie dawniejsze sito. Na tym sicie one obsychały. Nie można było ich obcierać. Obsychały. Jeżeli były plamki, niedostatki, coś tam było brak, więc wkładało się po raz drugi i wieczorem się wyjmowało. Czasami to nawet 2 dni trzeba było trzymać. To też jeszcze wkładało się żelazo. Bardzo, bardzo jeszcze żelazo rdzawe. Kiedy wyjmowaliśmy z tych łusek, znaczy z tej kory, żelazo, to ono było czyste żelazo. I to dawało moc tej farbie. W mchu szarym. To też… Ale mech szary trzeba było zdzierać z kamienia z północnej strony. Jemioło gotowano. W chabrach kwiatów suszonych rzucało się do garnka. Ale też ja liczyłam, że w chabrach to będzie niebieskie, a niestety żółte. Złotawy taki kolor. Potem w pokrzywie, to takie zielonkawe. W runie żyta to było zielone. W runie żyta, ścinało się przed Wielkanocą dosyć wysokie żyta rosnące. Przecierało się tak mocno i gotowało się to zielone. […] A teraz wszystko sztuczne barwniki.
I: A w jakim miejscu na pisance się zaczyna pisać? Czy to ma znaczenie?
KC: Zazwyczaj powinnyśmy przemyśleć co chcemy na tym jajku zrobić. Jeżeli to jest na przykład, ja akurat pokazuje te większe […] te miejsce, gdzie jest ten otwór większy, tu musi być to słoneczko tu napisane. I z drugiej strony. Jeżeli jeszcze zrobimy po bokach, to tu robimy dzieraszkę już, czy te sabaczke łapki, czy te jedołeczki małe, czy te łańcuszki te półkuliste.
I: I to zależy od Pani jak są ulokowane, jak są rozłożone?
KC: […] Jeżeli dałam górę, dałam dół, tu dajemy dzieraszkę, czy jodełkę, ten łańcuszek półkulisty i tutaj wtedy patrzę, żeby kolory mogę dobrać. Jakie kolory? […] Tutaj mam jajko. Niekończąca się dzieraszka. To jest najbardziej tradycyjne jajko wiekowe, ja bym powiedziała. Jak się nauczyliśmy od swojej mamusi, od babci, od tego… Ale to jest prawdziwy ta dzieraszka robiona. […] Jako gwiazdę możemy powiedzieć sobacze łapki. Takie jakby dookoła tej gwiazdy są te… znaczy te malutkie te gwiazdeczki. […] Bo robimy wielokolorowe. Są jajka jednokolorowe, dwukolorowe, trzykolorowe, cztery, pięć, sześć, a nawet siedmiokolorowe, ale wtedy musimy od początku musimy malować. I wtedy zmieniamy tło, ale wtedy musimy myć, myć, żeby wkładać do innego koloru. Ale tu od razu mamy i zboże, kłosy zboża.
I: A były napisy?
KC: Tak. Pisało się. Rok pisało się. […] Datę jakąś. Miejscowość. Życzenie jakieś można było pisać.
I: A jak jajko się poci?
KC: Jeżeli się poci, to możemy to odłożyć. Bo we względu na to, że w tym miejscu będzie wychodziło coś, co w tym miejscu farba nie weźmie.
I: Czego symbolem jest jajko?
KC: Symbolem życia. Symbol życia. […] Nawet jeśli wszystko porównujemy, nawet człowiek też musiał mieć te malutkie jajeczko, żeby z tego powstało połączenie i człowiek. […]
I: A były wzory do odkształcenia?
KC: Tylko patrzyło się to, co robiła mamusia. Co tam mogła sąsiadka zrobić. Teraz już bardzo często możemy nawet troszeczkę zmieniać ze względu na to, że na przykład przyjedzie kobieta albo ktoś tam dalszy: „I słucha Pani, ale mnie są potrzebne takie, takie jak przywiozłam wzór. Niech Pani mi zrobi 50”. I to siada się i się robi.
I: A jak jajko się zepsuje w trakcie, to co się robi?
KC: To znaczy tak. Jeżeli to było gotowane, to się wyrzuca. […]
I: A wydmuszka jak pęknie?
KC: A jak wydmuszki, to jest skorupka bardzo krucha, która wystarczy że, te są mocniejsze strusie. Ale strusie też przy najmniejszym spadnięciu na dywan.
I: A jak spadnie, to można było wyrzucić taką wydmuszkę, czy nie można było?
KC: To znaczy….Jeszcze niektórzy… u mnie też leżą jako wzorniki, jako… Nieraz ktoś mówi: „A ty mi pokaż jakiś wzór”. Ja nie mam wszystkiego, bo ja jak zacznę pisać, to potem piszę na przykład po 30 sztuk każdego wzoru, żeby tych wzorów było jak najwięcej i żeby nie zawracać sobie głowy kolorami farb.
I: A w domostwie wykorzystywano taką skorupkę?
KC: W domostwie to było wykorzystywane wszystkie jajka, nawet święcone. […] Zakopywało się pod sadzonki. Nigdy nie można było wyrzucić skorupki już tej… jajko zjedliśmy na Wielkanoc, skorupki wszystkie złożone były do jednej miseczki i wtedy wynosiło się pod drzewami, zakopywało się po trochu, gdzieś tam pod kwiatkami, gdzie tego… Ale przede wszystkim kawałki skorupek wkładało się w szczeliny. Domy drewniane, każda belka w ścianie, włożona była między tym ten z lasu przywożony był mech i na tym mchu. To w ten mech potem wkładało się, bo on się zasychał i wiadomo, to w te szczeliny wkładało się. Żeby ochronić domostwa od tych, od złych jakiś… pożarów, od piorunów, od nieszczęść. O tak bym powiedziała w całości. Tak samo przerzucano jajka na Wielkanoc przez budynki, przez dom przerzucano, przez chlew, przez stodołę, żeby przeleciało jajko, to znaczy też była ochrona. Jak było, rozleciało, zawsze dzieci zjadło.
I: Ile Pani robi tych pisanek?
KC: Gdzieś 70. Koło 70.
I: Te wzory z pisanek jeszcze się na coś przenosiło?
KC: U nas jest tylko robienie pisanek i to zostaje. O teraz wiem, że pisanki na znaczkach, nasze lipskie. Teraz będą na te święta. […] Ale też staramy się, żeby nasze wzory nie łączyć z innymi.
I: Czy ma Pani kontynuatorów swoich? Ktoś uczy się u Pani?
KC: Bardzo dużo, bardzo dużo. Nawet osoby, które u mnie sie uczyły.
I: A dlaczego Pani kontynuuje pisanie pisanek? Dlaczego to dla Pani jest ważne?
KC: Dzięki temu, że się nauczyłam robić pisanki sposobem batikowym, odwiedziłam ponad 15 krajów świata. […] I przeważnie byłam z prezentacją. Prezentowałam Polskę, prezentowałam województwo białostockie, suwalskie, gdzieś tam… Zawsze coś się prezentowało. Dla mnie było ważne, że mogłam przekazywać umiejętności młodemu pokoleniu.
I: A oprócz pisanek co Pani jeszcze wykonuje?
KC: To znaczy hafty, koronki, palmy, te ozdoby domów, wycinanki. Bardzo dużo piszę. […]