Plastyka obrzędowa i zdobnicza

POL,

Opole

    • Portret twórczyni ludowej w stroju ludowym.

    Pani Gertruda Kleman nauczyła się kroszonki opolskiej od swojej cioci Marii Cichoń. Od szkolnych lat wykonywała kroszonki. Należała do Stowarzyszenia Twórców Ludowych. Od 1980 roku otrzymywała nagrody w konkursach kroszonkarskich. Zmarła w 2024 r.



          For privacy reasons YouTube needs your permission to be loaded.
          Wyrażam zgodę

          Fragmenty rozmowy z panią Gertrudą Kleman (GK). Wywiad został przeprowadzony w miejscowości Opole, powiat Strzelce Opolskie, przez Bartłomieja Drozda (I) w dniu 28 lutego 2017 roku, w ramach projektu Letnia Szkoła Pisankarstwa.

          I: Proszę się przedstawić: imię, nazwisko, rok urodzenia, miejsce zamieszkania i powiat.

          GK: Nazywam się Gertruda Kleman. Mieszkam w Opolu. Urodziłam się w Izbicku w 1944 roku.

          I: I powiat?

          GK: Powiat: Strzelce Opolskie.

          I: Co to za technika, którą Pani się zajmuje?

          GK: Nazwa to jest kroszonka, bo jest okraszona w jednym kolorze. Nazywa się kroszonka i jest robiona metodą rytowniczą. Tak to nazywają. No myśmy mówili skrobanie. To jest normalne skrobanie. Nauczyłam się od mojej cioci, u której się wychowywałam. Zawsze jak były święta, to się robiły te jajka. Chłopcy przychodzili, jak u nas na Śląsku mówią „sikać dziewczny”, wtedy właśnie się im darowało takie zdobione jajko. Były to jajka całe, zdobione. W tej chwili już robimy wydmuszki, bo to już w tej chwili to jest jajko dekoracyjne właściwie. No zaczynaliśmy brzytwami. Tu mam taką właśnie, jeszcze mi się ostała taka jedna brzytwa. Jedną oddałam do Muzeum Etnograficznego. Tam też robili wystawy. Tą zaczynaliśmy. No ja wiem, może miałam 10, może 12 lat, to już powoli zaczynałam. No i później już zawsze jak na święta, to kroszonki się robiło.

          I: Ile lat się Pani zajmuje kroszonkami?

          GK: No jakby policzyć, to chyba z 60, ponad 60 lat tym się zajmuje, nie? No z tymże były przerwy, bo później wyszłam za mąż, przeprowadziłam się do Opola, chciałam też coś pracować. No i Cepelia właśnie ogłaszała, że potrzebuje kroszonkarki, no i poszłam i od tych kroszonek właśnie zaczęłam malować porcelanę.

          I: Pani mówi kroszonki. Niektórzy też mówią kraszanki. Czy jest jakaś różnica?

          GK: Krołszonki jest po naszym, po śląsku, nie? No ale kroszonki. Kroszonki to jest już nazwa taka. Nie pisanka, tylko kroszonka. Pisanka to jest inna metoda.

          I: No to zacznijmy od początku. Jak się bierze jajko to jak trzeba je przygotować?

          GK: No to przede wszystkim wybieramy białe jajka. Z białą skorupką jajka, bo wtedy jest najlepszy ten kontrast. Jeżeli całe jajko, to gotuje się w wodzie. No nieraz gotują bardzo długo, no ale ja wiem, czy to jest dobry sukces tego gotowania? Bo jak ktoś chce przechować, to się też nieraz zdarzały, że one pękały i nawet bardzo wysuszone już, kilkuletnie. Też nieraz popękały. To zaczęłyśmy robić właśnie wydmuszki.

          I: Jakoś się sprawdza jajka, jak się je gotuje, czy dobre?

          GK: No nie. Po prostu gotuje. Stawiam na piec i się gotują tam. Mrugają przez godzinę, półtorej. I później do farby. Takie jajko całe od razu można, jak ono wystygnie, to można je skrobać, ale wydmuszkę, to trzeba najpierw jajko wydmuchać, wyczyścić porządnie, wyfarbować i ono musi się wysuszyć. Musi się wysuszyć, bo wtedy jakby ta skorupka jest taka miękka, nie? To wtedy zaczyna się drapać. To wtedy można sobie usiąść gdziekolwiek, nawet w pociągu można drapać.

          I: Czy się czyści jajka jakoś specjalnie, myje się?

          GK: Tak, tak. Przed gotowaniem i przed farbowaniem, przed samym wydmuchiwaniem też trzeba wiadomo to jajko. Nawet w dosyć ciepłej wodzie, w płynie myję i wydmuchuję.

          I: A jakie to są jajka najlepsze?

          GK: No ja mam tu na osiedlu pana, co jeździ i przywozi ze wsi. To idę do niego i sobie wybieram. Żeby było jajko gładkie, bo nie może być chrapowate. Musi być gładkie. No to mam takiego właśnie. No i nieraz na fermach mają, nie? Ale to jak się kupuje w 30 czy 60 sztukach, to tam zawsze coś odpadnie przy samym wydmuchiwaniu, bo odpadają. A przy przygotowaniu, to na pewno dużo, bardzo dużo odpada.

          I: Kurze jaja, czy jeszcze inne?

          GK: Kurze, gęsie, no i strusie. Na strusia to już kupowałam skorupę. Skorupkę samą.

          I: A jak Pani robi z jajka wydmuszkę?

          GK: Wydmuszkę. Wiertełkiem robię dziurkę i wpycham strzykawką powietrze. I przez tą dziurkę jajko wyleci, później napuszczam wodę, wypłukuję porządnie tak długo, aż biała woda wylatuje, żeby było porządnie, żeby tam nic nie zostało w tym jajku, nie? […] Mamy wydmuszkę. To garnka rozpuszczamy farby do tkanin, albo łuski cebuli. Z łuski cebuli robi się wywar też, nie? Ale raczej teraz używamy właśnie, żeby to były takie ładne kolorowe farbki do tkanin. Rozpuszcza się w garnku, w wodzie. Daje się octu i każde jajko się osobno farbuje.

          I: Ile się farbuje takie jajko?

          GK: No to zależy ile skorupka tej farby pobiera. Nieraz i dłużej, nieraz i krócej. To zależy. I to od farby to też zależy. Bo jak bardziej ciemniejsza, to prędzej, a takie jaśniejsze, to już trzeba dosyć długo. Nie tam kręcić w tej wodzie, żeby ono się ładnie ufarbowało.

          I: I te naturalne sposoby jeszcze Pani czasem wykorzystuje?

          GK: To tylko łuski cebuli w tym momencie. Była kora dębu i tych w łupach orzecha też, ale to strasznie twardo się później drapie, bo tam farba z tej łuski orzecha bardzo wsiąka w tę skorupkę. Bardzo ciężko się drapie.

          I: A na jakie kolory najczęściej się barwi jajko?

          GK: Czerwony, zielone. Bardzo popularne były czarne. Bo to wiadomo, czarny to się dawało osobom szanowanym. Ksiądz dostał na wsi, sołtys, czy tam jeszcze któryś tam, nauczyciel. To im się dawało właśnie takie czarne. No i najładniejsze to są ciemne kolory: brąz, granat, zieleń. Teraz te są czerwone, a nawet i żółte robię, bo to tak ładnie. Nieraz się ludzie pytają, chcą mieć żółtą kroszonkę.

          I: A jakie to jest narzędzie wykorzystywane do kroszonki. Proszę opowiedzieć o tym.

          GK: To tak jak mówiłam. Zaczynaliśmy od brzytew, ale ktoś wpadł na pomysł, żeby to był taki nożyk, kawek metalu wyostrzony. I biorę jajko do szmatki i drapię. […] Niektórzy mają dwa, tak w ukos zaostrzone. No ja akurat się przyzwyczaiłam do takich. Mamy koleżankę, która nam właśnie robi te nożyki.

          I: I co się pojawia na tych kroszonkach?

          GK: Kwiatuszki, szlaczki. Jajko dzieli się albo na połówkę, albo w trzy części. No to później to już fantazja, fantazja. Ale przeważnie te roślinne. Nieraz to też jakieś, jakąś kaczuszkę, jakąś tam udrapie, albo zajączka, nie? Ale raczej to szlaczki i kwiatuszki. Różnego kalibru. Raczej płaskie. Rzadko, rzadko się pojawiają róże. Raczej takie fantazyjne, płaskie kwiatki.

          I: A jakieś konkretnego miejsca się zaczyna drapać na jajku?

          GK: To zależy od fantazji. Można zacząć. Ja zazwyczaj zaczynam od tej dziurki. Bo jeżeli pęknie jajko to zazwyczaj przy tej dziurce. Nieraz pęknie, nie? Zaczynam od tej dziurki, albo jak robię szlaczek, to też od tej dziurki. No ja wiem co jeszcze?

          I: Pani dzieli jajko jak robi?

          GK: Tak. Dzielę, dzielę właśnie na, na połówkę, na trzy części, albo w ogóle. Kwiatuszek za kwiatuszkiem, to mówią, że to jest taka metoda z nikąd do nikąd. Wtedy nie wiadomo w którym momencie się rozpoczęło to jajko skrobania i w którym się skończyło. Tak idzie, ale to jest dosyć trudne. Ja rzadko robię. Bardziej robię o takie o. O tutaj nie jest przedzielone, nie? Takie nieprzedzielone, tu jest kwiatuszek z góry, kwiatuszek z dołu i cała powierzchnia wydrapana. […][…] Przez środek idzie szlaczek a wokoło kwiatuszki połączone, żeby one nie fruwały. Lilijki jakieś i z drugiej strony tak samo.

          I: W tej szkole drapania kroszonek u Pani tak się gęsto drapało?

          GK: To znaczy nie. Na samym początku to było bardzo rzadko. Moja ciocia to robiła taki prościutki szlaczek, jedno taki duży kwiatuszek z łodyżką, z listeczkiem. I z drugiej strony tak samo. No ale teraz to wiadomo, tworzymy. Bez przerwy się tworzy i to już teraz do takiej gęstości doszło, że niektórzy na prawdę bardzo gęsto robią. […]

          I: A te najstarsze formy, to jakie to były?

          GK: To właśnie jest te kwiatuszki pojedyncze. Pojedynczy taki kwiatuszek i bardzo, bardzo rzadki ten szlaczek, kreseczka, jakieś tam kółeczka przy tym i to było już wszystko.

          I: A nazywało się jakoś specyficznie te wzory u Was?

          GK: Szlaczek, kreseczka. Ja wiem, czy nawet określali. My to może teraz określamy szlaczek, jak dzieci w szkole. Może my to określamy szlaczki, ale to tak… przepołowiło się po prostu… No nie umiem się wysłowić. To jajko się przedzieliło, czy podzieliło.

          I: A ułożenie tych wzorów, to też jest sprawa indywidualna?

          GK: Indywidualna. I kwiatki są indywidualne. No wiadomo, że te kwiatki się powtarzają na tych jajkach, bo ileż można tego wymyśleć, ale sam układ… każde jajko jest inne. I układ inny, kwiatuszki może tam się powtarzają, ale układ jest inny.

          I: A to oznaczało coś? Te szlaczki, wzory, kwiatuszki?

          GK: A nie. To, to tylko kolorami. To tylko czerwone jajko się darowało narzeczonemu. On powinien dostać trzy jajka. Tak w przekazach właśnie jest. No i te właśnie ciemne to dla tych starszych osób. Przeważnie to tylko kroszonki dostawali mężczyźni, nie kobiety. Bo to było właśnie po to, że przyszedł, polał tą kobietę i ona w zamian mu dawała tą kroszonkę.

          I: To mówimy o świętach wielkanocnych.

          GK: Na święta wielkanocne się robiło te jajka tylko. No. Teraz to już do święcenia, to już robię całe jajka w cebuli. To już w cebuli, to wiadomo, że to się zje na drugi dzień, nie? A tak to…

          I: A były jeszcze jakieś napisy?

          GK: Robiliśmy napisy. Jakoś ostatnio nie pamiętam o tych napisach, ale trzeba było napisać. Może napisać: „Kogo kocham i miłuję, temu jajko daruję” na przykład. To tak zapamiętałam. […] Ponoć „Ja za wodą, ty za wodą, jak ja ci to jajko podom”. ZEGAR Był chłopak sprzed Odry, a dziewczyna za Odrą, to napisała mu: „Ja za wodą, ty za wodą, jak ja ci to jajko podom”. Na przykład. Też takie coś było. Różne są, nawet są tam pospisywane gdzieś.

          I: A teraz się już mniej pisze napisów, prawda?

          GK: Piszą jeszcze, piszą, ale wydaje mi się, że mi to pisanie się nie za bardzo podoba na tym jajku. Bo to trzeba jakoś ładnie napisać, nie? Chociaż też robiłam z napisami. Przeważnie jak ktoś chciał do firmy, to się też logo firmy robiło. Na przykład Telewizja Opole, robiliśmy z tym logo takim.

          I: I to Pani mówi, że w tradycji to było związane z tym laniem, tak?

          GK: Tak, z polewaniem w drugi dzień świąt. Chłopcy biegali. To mąż może potwierdzić jak biegał do mnie polewać wodą. Pochodzimy z jednej wsi. […] I wtedy musiał dostać kroszonkę. To jak chłopcy wiedzieli, w którym domu tam dziewczyny ładnie skrobią, to biegali już o 5 rano.

          I: Co to było dla tego mężczyzny otrzymanie tej kroszonki?

          GK: Myślę, że się cieszył, nie? Cieszył. A kiedyś to też te jajka były, że można było zjeść, bo to się gotowało w pierwszy dzień świąt przeważnie się drapało na ten drugi dzień. Także to można było i zjeść.

          I: Ale jak dziewczyna dużo dała jednemu chłopakowi tych kroszonek, to co to oznaczało?

          GK: […] W przekazach jest właśnie to się dawało jajko jak dziewczyna nie chciała, żeby chłopak do niej przychodził, to dała mu właśnie takie żółte jajko. Surowe. Wsadzała to kieszeni i „jajko masz, ale mnie mieć nie będziesz”. I miał jajecznicę w kieszeni i już sobie pomyślał, że już więcej nie przyjdzie.

          I: A jak jest zainteresowana, to inny kolor?

          GK: A to czerwony. Koniecznie czerwony. No albo w tej cebuli to też można zrobić różne kolory, bo bardziej jasne to jest ładniejsze, nie ciemniejsze. No teraz jest ta cebula czerwona, jak się tam może trochę doda więcej, to ten barwnik jest inny.

          I: A mówiło się tak czasem, że jaja się pociły?

          GK: To jak całe jajko. Jak całe jajko, to się czasem pociły, bo jak skrobały i ta skorupka jest bardziej porowata, to jak ono się suszy, to wychodzi ta woda. A tym bardziej jak się trzyma w rękach, to jeszcze bardziej sie rozszerzało, nie? Dlatego się trzymie w szmatce.

          I: A jak w czasie pracy coś się stanie z jajkiem, to co się robi?

          GK: Jak się załamie, to się już załamie. To już jest do niczego.

          I: Wyrzuca się po prostu?

          GK: Wyrzuca się, tak wyrzuca się. […] I całe jajka farbowane, jak się skrobie, jest… łatwiej się załamują. Te… wydmuszki się nie załamują tak szybko. No ja przynajmniej bardzo rzadko, żeby mi się załamały. Nieraz też się zdarzy, jak tam jest jakaś rysa, czy coś. Przeważnie jak jest już skorupka twa… jest skorupka taka bardziej nietrwała, to przy wydmuchiwaniu już, w prowadzeniu tego powietrza, to jajko też już pęknie, nie? No a jak się gotuje całe jajka, to one też pękają w tym, te słabe skorupki też pękają w samym gotowaniu, nie?

          I: A był taki zwyczaj, że nie można było tej skorupki wyrzucić?

          GK: To święcone. To święcono jajka, te kroszonki, które były święcono w koszyczkach, to tego się nie wyrzuca. Te skorupki właśnie się zakopuje w ogrodzie na urodzaj, tak ma być ponoć.

          I: […] A kiedyś coś jeszcze się robiło z takimi święconymi, zwłaszcza w gospodarstwie?

          GK: Skorupki się zakopywało. Ponoć tym jajkiem po zwierzątkach, żeby rosły, żeby zdrowe były. Tym jajkiem się kulało po tym zwierzęciu. No i różne zabawy były z tymi jajkami. Robiło się taką jakby skocznię, dołek i się puszczało te jajka. Które tam wpadnie, to zabierał te jajka. Które wpadły do tego… do ducki nazywali, do ducki, albo po prostu zbitki. To już jest gdzie indziej też. Po prostu się biły nie? Komu się roztłukło, to zabierał jajko i takie były zabawy teraz. To wszystko związane jest z tradycjami wielkanocnymi.

          I: […] To jajko to było symbolem czego? Jak się tak u Was mówiło?

          GK: Życia. Jajko symbole życia. To właśnie dlatego na wiosnę się robiło te kroszonki. Się robiło na wiosnę, bo jajko symbolem życia.

          I: Pani zaczyna kiedy robić kroszonki?

          GK: Ja właściwie to robię teraz cały rok. Bo robię te wydmuszki, to już tak. Bo to wiadomo, to trzeba to dużo poświęcić, to do skrobania to z dwie godziny, dobre dwie godziny takie kurze jajko to trzeba poświęcić. I też trzeba je dobrze przygotować, żeby się dobrze wysuszyły. My jeździmy także później nawet i… Teraz to jest i symbol taki i Opolszczyzny ta kroszonka. Nawet ostatnio byliśmy i na dożynkach prezydenckich też z tymi kroszonkami. Teraz to już bardzo popularne są te kroszonki nasze.

          I: Bo można powiedzieć, że te wzory, które są na kroszonce, to one wcześniej były na czymś innym już prezentowane?

          GK: Na haftach chyba, na haftach. Ale to też już zostało wymyślone, że można z tych haftów przenieść na to jajko.

          I: A potem można z kroszonki jeszcze na coś innego przenosić?

          GK: To znaczy to zostało przeniesione na porcelanę, naszą opolską porcelanę. Właśnie to jest z tej kroszonki. Na samym początku było tak, że tą porcelanę się pokrywało jednym kolorem, jedną farbą w jednym kolorze i wydrapywało się. Ja tu nawet mam taką jedną filiżankę. Się wydrapywało wzorek na tej filiżance i po wypaleniu to było tak jak ta kroszonka, nie? A później ktoś wpadł na pomysł, że może to być kontur i kolorowe te kwiatki. I to już od 64 roku się już maluje porcelanę. […]No kroszonki tylko raczej. Kroszonki robię w tej chwili. No nieraz to i pomaluję. Mamy konkursy malowania porcelany, to idę też pomaluję. Także… […] Ale cały rok jest raczej wokół kroszonki.

          I: I tam są jeszcze inne elementy, czy te same, co na kroszonce?

          GK: Kwiatuszki. Raczej kwiatuszki. Raczej kwiatki.[…] Ja dostałam się do Cepelii, bo umiałam te kwiatki robić. Później nas tam pokierowali, bo to jest inna metoda. To nie jest wyskrobywanie na czymś, tylko trzeba kontur zrobić i wykolorować i później to szło do pieca, bo to w wysokije temperaturze. Także to się wzięło właśnie z tych kroszonek. Także ta kroszonka to nas dosyć daleko doprowadziła.

          I: I Pani dalej przekazuje tę tradycję?

          GK: Tak. Oczywiście. Uczymy. Dzieci uczymy. Ja mam 2 córki. Też umieją, ale teraz się zajmują swoimi rodzinnymi sprawami. Kiedyś wrócą do tego.

          I: A to jest ważne dla Pani, żeby dalej to robić, przekazywać?

          GK: Ważne. Bo mam zajęcie. Wyjeżdżam. Spotykam się z ludźmi. Ważne. Bardzo ważne. […] Tradycja u nas to na pewno nie zaginie. Bo idzie z pokolenia na pokolenie. Są rodziny takie pokoleniowe, które robią i dzieci także się interesują. I nawet już i dorośli się uczą i potem i znowu przekazują, także jest, na prawdę. I chociaż Cepelia upadła, to dziewczyny malują porcelanę, które też… Także to na pewno nie zaginie.