• Na białym tle stoi artystka, Monika Brodka. Krótkie czarne włosy, wzorzysta, geometryczna koszula i świecące złote spodnie. Kobieta jedną rękę trzyma na biodrze, druga swobodnie opada w dół.

Najpierw, za sprawą popularnego talent show, została nastoletnią gwiazdą, później musiała udowodnić, że na to zasłużyła. Nie było łatwo, ale od wydanej w 2010 „Grandy” nikt już nie ma wątpliwości, że miejsce Moniki Brodki jest na szczycie. Cóż, w końcu jest góralką…

W 2012 roku poszła za ciosem, nagrywając fenomenalny minialbum „LAX”, którym pokazała się z zupełnie nowej, roztańczonej strony, a ci, którzy widzieli ją na koncertach, wiedzą, że po Monice spodziewać się można właściwie wszystkiego – zniewalających refrenami piosenek, rytmów klubowych i alternatywnych poszukiwań. Kolejną płytą znów zaskoczyła. “Clashes” to płyta utkana z kontrastów. Posępne, kościelne organy i pełen wigoru punk rock, teksty o namiętności, miłosnym szaleństwie, ale i o kuszącej otchłani śmierci. Album, wyprodukowany przez nagrodzonego Grammy Noah Georgesona (znanego ze współpracy z Devendrą Banhartem, Joanną Newson czy The Strokes), ukazał się w 2016 nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Brodka zaprezentowała swoje nowe sceniczne wcielenie na festiwalach, a także na trasie 10 koncertów w Wielkiej Brytanii. 2018 rok przyniósł trasę koncertową oraz album MTV Unplugged Brodka, który, jak Monika sama podkreśla, podsumowuje pewien muzyczny etap w jej życiu artystycznym.

fot. P. Dzienis