Obróbka drewna, Plastyka obrzędowa i zdobnicza

POL,

Niemce

    • Kobieta i mężczyzna stoją na stoisku. Dookoła nich zawieszone są pająki.

    Państwo Małgorzata i Tomasz Krajewscy to małżeństwo twórców ludowych z Lubelszczyzny wykonujących przede wszystkim tradycyjne pająki, ale również słomiane gwiazdy, ozdoby świąteczne, misy rzeźbione w drewnie oraz pisanki na wydmuszkach jaj metodą batikową. Państwo Krajewscy wykorzystują wzory zaczerpnięte od swoich przodków, z pamięci najstarszych mieszkańców swojej gminy, z literatury oraz pozyskane dzięki współpracy z sekcją etnograficzną Muzeum Narodowego w Lublinie. Oboje należą do Stowarzyszenia Twórców Ludowych. W 2017 roku otrzymali Dyplom uznania od Zarządu Województwa Lubelskiego za kultywowanie tradycji i ochronę dziedzictwa kulturowego Lubelszczyzny.  

    Kontakt
    www: studio-pajakow.pl
    e-mail: krajewski.tom@gmail.com
    telefon: +48 693680450



          For privacy reasons YouTube needs your permission to be loaded.
          Wyrażam zgodę

          Fragmenty rozmowy z panem Tomaszem Krajewskim (TK). Wywiad został przeprowadzony w miejscowości Niemce, powiat lubelski, przez Bartłomieja Drozda (I) w dniu 6 października 2015 roku, w ramach projektu Letnia Szkoła Robienia Pająków.

          TK: Tomasz Krajewski. Pochodzę, no właśnie, z tych okolic Lubartowa, Niemiec. Rocznik sześćdziesiąty szósty. Także już... nie młody, ale jeszcze w sile wieku, żeby coś jeszcze zadziałać, przywrócić ku pamięci. Takiego... Ja się tak nazywam, że jestem taki niby wsiowym artystą, ale patriotą ludowym. No i staram się przywrócić to, co kiedyś było. No właśnie te pająki. Pająki, które jeszcze starsi ludzie w wieku siedemdziesięciu, osiemdziesięciu lat, pamiętają, że wisiały u nich w domach. A teraz już właściwie już wspomnienie i relikty w muzeach etnograficznych.
          I: A gdzie się Pan nauczył robić tych pająków?
          TK: Pająki... w sumie... mój pradziadek bardzo dużo wyrabiał rzeczy ze słomy. Na przykład w dużych ilościach robił kapelusze. O ten na przykład ten kapelusz, co ja mam, jest wzorowany właśnie na nim. I robił ozdoby choinkowe. Interesował się także tkactwem, ciesielką. Takim był człowiekiem, jakby powiedzieć, ludowym, ale renesansu. Zajmował się prawie wszystkim. I tak mówią wszyscy w rodzinie, że, że prawdopodobnie te wszystkie zdolności po nim oddziedziczyłem. I to, to zamiłowanie do słomy przeważnie. […] On mieszkał w okolicach Łęcznej, we wsi Zofiówka, ale pochodził właściwie z tych okolic, z okolic Niemiec. Tam się dopiero przeprowadził, kiedy się ożenił. […] A ja już tutaj. Tutaj, z tymże nawiązuje również do tradycji ludzi, którzy tu kultywowali wyroby ze słomy. No również pisanki, palmy. Także kultywuję to i wspieram takie stare wzory, nawet z tego rejonu, z rejonu lubartowskiego, z rejonu krzczonowskiego, czy, czy dawnej tej no w cudzysłowie tej "wsiowej Lubelszczyzny" i okolic.
          I: Czyli wiedza jest od dziadka z jednej strony...
          TK: Wiedza jest od dziadka z jednej strony, ale od najstarszych mieszkańców na przykład mojej gminy oraz bardzo bliska współpraca z etnografami z Muzeum na Zamku Lubelskiego. To jest właśnie taka spójność tych rzeczy zrodziła taki u mnie powrót i zamiłowanie do wyrobów ze słomy, do pająków, również do innych wyrobów, które łączą ze sobą bibułę i słomę.
          I: A co było najpierw z tych wyrobów ze słomy? Co Pan wykonywał?
          TK: Znaczy najpierw zaczęło się od kapeluszy. Bo te kapelusze w dużych ilościach mój... mój pradziadek wykonywał. Zresztą kapelusze były bardzo modne i rozpowszechnione w ogóle na Lubelszczyźnie. W stroju ludowym typowym kapeluszem jest właśnie kapelusz ze słomy. Również z Kresów Wschodnich, czy okolic Bugu. I one były w różnych wzorach, w różnej konfiguracji łamania jej. Z tymże ten kapelusz, który ja mam na sobie, jest wzorowany na kapeluszach krzczonowskich, czyli takich... Ale to było... były różne. Najważniejsze, żeby był ze słomy, żeby miał pióra, kwiaty i czasami spotykały się broszki jeszcze na tego... No i ten kapelusz, który ja mam, to jest kapelusz już żonatego gospodarza, dlatego kwiaty mam z prawej strony. Kawaler miał z drugiej, z lewej. Zresztą ten zwyczaj się przyjął, nawet jeszcze przy weselach, kiedy wstążeczki się zakłada na klapę.
          I: A robienie pająków przyszło...? Od kiedy Pan tak wykonuje je?
          TK: No tak ...w... od dziesięciu lat. Z tymże były to takie pająki, które gdzieś mi ktoś powiedział, gdzieś zauważyłem, ale starałem się, żeby te pająki były przywrócone właśnie z tych moich rejonów, czyli ogólnie z okolic Lubelszczyzny i Lubartowa. Także nie mogłem stosować wzorców, które są z innych rejonów Polski, chociaż one się przewijały. Ale takim typowym dla Lubelszczyzny pająkiem była duża ilość słomy i bibuły, nie? I również też pióra stosowane były. I różne formy. Były krystaliczne. Ten, co tutaj właśnie wisi. Była forma na tak zwanym starym przetaku, czyli okrągłe z dużą ilością zwisających ozdób z bibuły, również z piór, ale też spotykały się pająki tarczowe, takie które były bardzo rozpowszechnione w okolicach Puław. One właśnie stamtąd przyszły. Też bardzo widowiskowe. Takie duże. No to są takie trzy formy pająków.
          I: Te krystaliczne... Wracam do tej nazwy charakteryzują się czym?
          TK: Podstawową tą właśnie częścią tych częścią jest kryształek. To jest najprostsza forma, która jeszcze przy ozdobach choinkowych była stosowana do bardzo... do lat jeszcze pięćdziesiątych. Ale ta forma u tak zwanych artystów ludowych przekształciła się w coś większego. Dlatego zaczęto te formy kryształów łączyć ze sobą w duże formy. Ten pająk jest już krystaliczny. Jest co prawda ścięty do połowy, ale spotykają się w ogóle całkowite graniastosłupy. To jest taki typowy pająk lubelski, który był bardzo w tych rejonach rozpowszechniony. Mówią, że przyszedł z Opoczna. Ale etnografowie mówią, że to jest rodzimy wytwór.
          I: Czy on był tutaj... z tych okolic ścięty do połowy, czy...
          TK: Tak. On jest ścięty do połowy. To jest taka forma, która była już takim... jakąś taką rozpowszechnioną nową formą pająka, bo krystaliczne można by było łączyć w bibułę, w jeżyki, w sople. Że on był jeszcze bardziej widowiskowy.
          I: Te elementy, które odchodzą od środka spadające, to też są charakterystyczne dla...
          TK: To też są charakterystyczne. Zresztą pająk miał być pstrokaty. To... Zasadą właśnie pająka ma być to, że ma być kolorowy. Bo często się tak przy... utarło, że chata wiejska jest taka szara, nieciekawa, że jest to taki archaizm, ale to, co wyróżniało właśnie chaty ludowe, to były właśnie pająki, które były zawieszone w centralnym punkcie izby, albo przy tym najświętszym miejscu izby, przy tej kapliczce. One miały zdobić. One zawsze były. Pająki się robiło albo na Wielkanoc, albo na Boże Narodzenie. Także zawsze musiał być w święta nowy pająk. Z tymże te bożenarodzeniowe były czasami łączone jeszcze w formy zimo-zielonych roślin, jak jodła, świerk. One się nazywały podłoźnikami. Bo również były na tych podłaźnikach... opłatki zgwiazdowe, również rzeczy do jedzenia: orzechy, bakalie. Ale te, które były robione na Wielkanoc, miały oprócz tego wydmuszki pisanek, które były umieszczone pod tarczami, czy pod kryształami.
          I: Czy to coś znaczyło, że przy okazji tych świąt się dołączało inne elementy?
          TK: […] Z kultem pająka wiązało się to, że przy narodzinach Jezusa pierwszą rzeczą jaką on ujrzał, był pająk. Pająk uwity gdzieś z sieci. Z pająka, który gdzieś wyszedł z grota. A że była to sceneria dosyć nienajlepsza, chaiczna w swojej formie, bo i zimno i wilgotno, pająk był pokryty rosą i zamienił się wszystkimi kolorami tęczy. I właśnie ta... ten kult związany z pająkiem, on wszedł właśnie do, no do tej ludowości ludowej. Czyli ten pająk zawsze był w chacie. Miał oznaczać obcowanie z Bogiem. To, że w tym domu, gdzie jest pająk, jest błogosławieństwo Boga Najwyższego. Że jest oczywiście i świta, są i królowie z nieba i są święci, są aniołowie. Czyli było takie błogosławieństwo Boga. I zawsze mówiono, że pająk przynosi szczęście i dobrobyt gospodarzom tego miejsca. No szkoda jest, że akurat pająk swego czasu wyparł całkowicie... pająka wyparła całkowicie choinka, która właściwie weszła tak masowo do naszej kultury zaraz po drugiej wojnie światowej. Oczywiście w naszych terenach było tak, że choinka walczyła z pająkiem jeszcze w tych początkowych latach czterdziestych, trzydziestych. No ale przegrała. Chociaż niektóre... duża część form, ozdób, które były w pająkach przyszły do ozdób, które są... były w choinkach tych...tych starych, tych chłopskich do lat mniej więcej siedemdziesiątych. Wtedy gdy weszły masowe ozdoby z plastyku.
          I: I wspominał Pan, że wiszą w dwóch miejscach przeważnie, wisiały pająki, tak?
          TK: Pająki się wieszało zawsze w centralnym punkcie izby. Albo to było pod stołem, gdzie wszyscy jedli. Albo to było w tak zwanym miejscy najświętszym w chacie, czyli tam, gdzie była kapliczka, bo zresztą kapliczka zawsze była ozdobiona kwiatami z bibuły, wyrobami z bibuły. I najczęściej tam wisiał, ale nie zawsze.
          I: A jeżeli na środku izby, to czy to coś znaczyło?
          TK: Zawsze... Był jeszcze taki zwyczaj związany z tym, że pająki nie wisiały bardzo wysoko nad... nad powałą chaty, tylko zawsze można było się ocierać o niego. To było też takie szczęście przynoszące gospodarzom, czy ludzi, którzy tam wchodzą. Ale pająk też spełniał taką funkcję, jeśli można było powiedzieć, współczesną. Żeby był to taki system namierzania obcych trochę, bo pająki są bardzo wrażliwe na zawirowania powietrza. I często się zdarzało tak, że jeżeli ktoś niepostrzeżenie wszedł do domu, a nie było nic słychać, a pająk zaczął wirować, to znaczy, że zrobił się przeciąg i ktoś niepostrzeżenie przyszedł do domu. Trzeba było... To taka pierwsza forma systemów alarmowych, można powiedzieć.
          I: Siadało się też normalnie pod pająkiem?
          TK: Tak.
          I: I to oznaczało?
          TK: To są takie: błogosławieństwo Boga, miłą atmosferę, serdeczność, brak jakiś kłótni, czy jakiś złych rzeczy od złego, tak się na to mówiło.
          I: A kto wykonywał pająki?
          TK: Znaczy zawsze się utarło, że pająki, mówiono, że zawsze wyrabiały kobiety, ale to nie była prawda, bo pająki... znaczy stara forma pająka, to mówiło się, że było to wiązanie pająka. To nie było tak, że się robiło. To się wiązało pająki. Ale zawsze, tak jak mówiłem, co roku było nowy pająk. Starego się paliło w piecu i zawsze był nowy, czy na Boże Narodzenie, czy na Wielkanoc. Nigdy się nie robiło pająków na przykład na żniwa. Wtedy był taki no niefortunny czas, że dużo pracy. To się zawsze robiło w takich częściach roku, gdzie była cisza i spokój. Albo to była zima, albo to była bardzo wczesna wiosna.
          I: A porozmawiajmy o tych materiałach. Jak się je przygotowywało?
          TK: Na pająka trzeba mieć słomę żytnią. Do pająków wyrabia się wszystko tylko ze słomy żytniej. Słoma żytnia charakteryzuje się tym, że jest niełamliwa, jest sztywna, no i ma bardzo ładny połysk. Ale tą słomę zbiera się jeszcze trzy tygodnie przed planowaną ścięciem żniw. Że musiała być jeszcze trochę nasączona wilgocią, żeby była bardziej sztywna. To jest podstawa do tego. Oczywiście albo sierpem, albo kosą snopki. To się suszyło. I następowało jeszcze proces oddzielania słomy. Słoma składa się właściwie z takich trzech części. Są to... ta część krótka, podstawowa, gdzie się ją tnie na na krótsze części. Później jest ta dłuższa. Dłuższa jest najbardziej podatna na to, żeby wyrabiać z tego kapelusze, bo jest długa. I ta ostatnia, ta bardzo cieniutka z kłosem. To wszystko trzeba wyciąć, posortować. I oczywiście każda słoma na coś innego idzie. Na przykład mała drobna idzie na gwiazdy, na diamenciki, a taka grubsza na właśnie pająki. No to, żeby robić na przykład tarcze słomiane, duże tarcze ze słomy. I oczywiście duża ilość bibuły. Bibuła pstrokata, w każdych kolorach. Tak jak mówiłem pająk miał być bardzo kolorowy. Nie spotykało się raczej pająków, które miały dwa kolory. Były to... właściwie to było wszystko. Podstawową część było to, że miał być pstrokaty, piękny. Miał cieszyć oczy i przypominać o tych najpiękniejszych częściach roku, na przykład o wiośnie: kolorowej, radosnej wiośnie.
          I: A forma kwiatów?
          TK: Kwiaty były bibułowe. Albo robione z bibuły karbowanej, albo były robione też z bibuły gładkiej. Z tymże mnóstwo pomysłów na kwiaty przywędrowało też z innych części Polski, z Łowicza, z Kurpii. Lubelszczyzna była takim pająkiem, gdzie nasze pająki w odróżnieniu od innych, były, były... mniej okazalsze, może dlatego, że nie miały włóczki. Ogólnie rzecz biorąc, jak to mówiono, była większa bieda. Czyli jest to region, który już graniczy z Podlasiem, a to jeszcze biedniejsze części Polski były. Także podstawową częścią było to, że było dużo słomy i bibuła. W odróżnieniu do innych w Polsce były, właśnie była włóczka, była jeszcze większa ilość bibuły, zwłaszcza bibuła kolorowa, gładka, gdzie dużo się jej używa, na przykład w Łowiczu. U nas to było bardziej skromniejsze, dlatego w odróżnieniu od tego stosowało się bardzo dużą ilość piór: białych, ale też i kolorowych.
          I: Czy te kwiatki mają jakieś szczególne nazwy?
          TK: Nie. To znaczy to wszystko było takie zapożyczone, czy szukanie odwzorowań w przyrodzie. Ale to co na przykład czasami były w modzie kwiatki pstrokate, postrzępione, czasami były w modzie kwiatki w formie róży, spięte. Ale podstawową rzeczą, która była u nas w pająkach lubelskich były jeżyki. Jeżyki, które się robiło w bardzo dużych ilościach, kolorowe. I właśnie takiego jeżyka trzeba robić o takie spinane rozetki. Żeby zrobić jednego takiego... taką kulę jeżykową, trzeba szesnaście rozetek. A żeby to zrobić, to trzeba poświęcić co najmniej godzinę czas na to. To proszę sobie wyobrazić jeśli w chacie była choinka z dużą ilością jeżyków, no to musiała to robić dużo i długo i duża ilość rodziny. Ale były kiedyś takie czasy, że było dużo czasu, zwłaszcza w zimie. I ludzie po prostu lubowali się w robieniu ozdób czy pająków. Nawet była rywalizacja pewna w tym, że na przykład jedna wieś miała bardziej eksponowane te rzeczy, druga mniej. Ale zawsze były na przykład one bardzo wysoko oceniane. Na przykład taką formą dużego ocenienia pająka, że jeśli się podobał, była wizyta duszpasterska proboszcza, księdza tutejszego. Jeśli on powiedział, że na przykład "Ten pająk mi się podoba", to gospodarz, który go zrobił, czy gospodynia mogła się chwalić na całą wieś. To był zaszczyt. I taka forma była w wielu wsiach, bardzo wielu. I oczywiście to się przekładało i na palmy, i na pisanki, ale również na pająki, i na choinkę. Tą choinkę, która weszła w latach trzydziestych, czterdziestych.
          I: A wspomniał Pan też o kroplach. Czym są krople?
          TK: Krople, które były na rosie pająka, tego, którego Jezus pierwszy zobaczył, to była forma takiej pstrokacizny. Takiego kolorowego świata, bo świat, w którym lud prosty żył nie był, nie był... nie była to taka pr.... proste życie. Była to ciężka praca fizyczna ponad siły, choroby, wyniszczenie organizmu. A ta rosa charakteryzuje tą właśnie kolorowość. Kolorowość świata przyszłego, czy świata którego się narodził w noc rezurekcyjną.
          I: Czyli mamy tą pstrokaciznę, o której Pan mówi. I wspomniał Pan też, że pojawiły się piórka.
          TK: Tak. No właśnie tą formą tą alternatywną dla innych części Polski, były pióra. Pióra, które były w dużych ilościach. Wiadomo, każde gospodarstwo miało różnego rodzaju ptactwo domowe, czyli kury, przepiórki. One były też w różnych ilościach i w różnych barwach. I taką najbardziej rozpowszechnioną formą robienia ozdób z piór były kule. Czyli kula gliniana i na tą kulę glinianą powbijane pióra. No i oczywiście ona z czasem zastyga. Robi się twarda. I wtedy powstawały takie coś jak formy bombek współczesnych, czy jeżyków. To się też zawieszało pod formami pająków. Czyli albo pod tarczami, albo pod kryształami. To jest właściwie taka jedyna rzecz, która odróżnia nasze pająki od innych... z innych części Polski.
          I: Czyli nie było tak... Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem, że czasem zdarzało się, że zamiast kwiatków można było pióra.
          TK: Tak, że zamiast kwiatków można było pióra. Ale było tak, że były wszystkie trzy formy, czyli słoma, bibuła, pióra.
          I: Łączyło się?
          TK: Łączyło się.
          I: Czy jakieś konkretne jeszcze ptactwo i pióro było wykorzystywane? Czy to nie miało znaczenia? To, co było pod ręką?
          TK: Przeważnie było to, co było pod ręką. Chociaż liczyła się tu też inwencja twórcy ludowego. Bo często było tak, że wzorce ludowe przychodziły z wiosek na wioski. To było też na przykład w formie ozdób na pisankach, ale również też i w pająkach. Jeśli na przykład gdzieś była rozpowszechniona forma pająka, to ona przenikała do, do poszczególnych wsi, do poszczególnych gospodarstw.
          I: A wielkość? Jakie się robiło pająki?
          TK: Pająki były zawsze duże. To miały być duże, okazałe, widowiskowe. Czyli taką... Jeśli ktoś wszedł do chaty chłopskiej, to taką pierwszą częścią, która... to miał być pająk. Pająk, który miał być zaraz blisko kapliczki i miał współug... współgrać z nią. Czyli ta rzecz, która jest najpiękniejsza. Tak samo jak forma kościoła. Nawet tego dawnego, tego wiejskiego kościoła. Czyli ten przepych, kolorowość. Takie no małe Bizancjum. Tak miało... Taka miała być forma w chacie, czyli pstrokato, ładnie, pięknie, widowiskowo.
          I: A wypełniało się tak wszystkie pająki tak w środku, tak jak Pan wypełniał? Czy czasem po prostu łączyło się mniejsze formy?
          TK: Znaczy dowolność twórców była różna. Tak jak mówiłem... forma też i ludzi, którzy albo kopiowali to, co zobaczyli... Bo na przykład taką częścią było to, że były jarmarki na przykład, czy w poszczególnych częściach czy powiatu, czy Lubelszczyzny. I te twórczynie, czy ludzie nawet wymieniali się takimi spostrzegawczymi rzeczami. Że na przykład "To mi się bardziej podoba od tego". Ale inwencja była różna, ale to trudno powiedzieć. Ale są pewne wzorce, które się u nas ukształtowały i były takie, że na przykład były pająki krystaliczne, tarczowe i na obręczy ze starych przetaków. Ale na pewno były rzeczy, które gdzieś ktoś na przykład podchwycił. Na przykład były takie rzeczy, że jakiemuś twórcy spodobały się żyrandole w jakimś z kościołów. Gdzieś był na pielgrzymce. Często było tak, że forma żyrandoli, które były w kościołach, były kopiowane na formy pająków. To się też bardzo często spotykało. Ale czasami było tak, że ludzie wsi czasami byli... gdzieś spostrzegli u dziedzica tutejszego coś nowego. Jakiś nowy żyrandol, jakaś forma artystyczna, która była z innej części kraju, nawet dalekiej, jakiejś zagranicy. Wtedy twórca ludowy to przetwarzał na swój materiał, na formę słomy, bibuły i często było tak spotykane, że rzeczywiście spotykały się pająki, które były tak... dziwne miały konstrukcje, ale mimo wszystko były to pająki.
          I: Jakby Pan scharakteryzował swojego pająka. Jakie Pan wykonuje pająki?
          TK: Moje pająki... No przede wszystkim chce, żeby były pstrokate. Znaczy, może nie każdemu to się podoba, że... bo często spotykam się z tym, że „Dlaczego te wszystkie Twoje pająki są... mają właściwie całą gamę kolorów”. Ale one właściwie takie były. Dopiero które takie formy współczesności... Niektórzy wszystko mają w czerwieni, w brązach. Pająki nigdy takie nie były. One były we wszystkich kolorach. Dlatego moje są bardzo kolorowe. Zresztą ja chcę, żeby takie były. Raczej nie robię pająków, które by były w dwóch kolorach, ale raczej, żeby to było wszystko. Z dużą ilością słomy. Zresztą my twórcy ludowi, nawet z dziedziny plastyki obrzędowej, ludowej, w której się zamyka ta forma przestrzenna wszystkich wyrobów ze słomy, oni często zwracają na to uwagę, żeby kultywować tradycję robienia pająków właśnie z tego najbliższego rejonu. No i tak staram się, żeby to kultywować, żeby to już tak było.
          I: Pająki krystaliczne, czy pająki inne Pan wykonuje najczęściej?
          TK: Znaczy tu jest też potrzebna słoma, bo do form krystalicznych pająków idzie bardzo gruba słoma, a do tych mniejszych może ta ta mniejszych wąż...węższa tak zwana. Czasem jest też tak, jak mi zabraknie jakiejś słomy, no to przerzucam się na formę krystaliczną, ale... Staram się wszystkie pająki robić, żeby kultywować tą tradycję. Ale czasami na przykład etnografowie pokazują nam stare opracowania etnograficzne książek, na przykład przedwojennych, gdzie Ci etnografowie robili albo zdjęcia, albo rysowali je. I też w tej formie tą formą próbujemy... na przykład ja próbuję ściągnąć i skultywować to na nowo. Na przykład był taki pająk, który ostatnio zrobiłem. Nazywał się właściwie szwedzkim pająkiem, ale był w opracowaniach naukowych etnografa przedwojennego. No ja go właśnie skultywowałem, ale okazuje się, że, że to w cudzysłowie szwedzkie, no to w niczym nie przypomina tych form, które były u nas. Także często, często zaglądam do starych opracować etnograficznych, zwłaszcza z tych przedwojennych i próbuje to kopiować również.
          I: Czy kolor nici miał znaczenie?
          TK: No nie, były takie... naturalne nici lniane, no ewentualnie konopne. Ale one miały kolor no zbliżony do oryginału. Czy to nie było form kolorowych. Z czasem weszły nici czerwone, robione przy ozdobach choinkowych, ale to już schyłek, no już tej ludowości tej tradycjonalnej.
          I: Czy ma Pan uczniów, którzy się uczą robić pająki od Pana?
          TK: Znaczy powiem tak. Od pewnego czasu w Polsce zaczyna się robić boom na takie rzeczy, które kiedyś mówiono, że były takie wsiowe, takie z poprzedniej epoki. Ale od pewnego czasu, tak jak przyszła najpierw muzyka folkowa, później przyszła... przyszło jedzenie tradycyjne, regionalne. To ja myślę, że jest czas na powrót takiej formy artystycznej, takiej ludowości, która była w tradycji chat, czy mieszkań ludowych. I ludzie po pewnym czasie zachłysnęli się tą globalną wioską. Dużo rzeczy oczywiście było bardzo dobrych, bo bo oczywiście byliśmy zamknięci w tej formie prl-owskiej. To wszystko było, było do nas nie przychodziło. Ale teraz, kiedy wszystko jest i jest przepych rzeczy, które w domu ludzie mają i ze wschodu i z zachodu, z północy i południa, to zaczyna się robić taki sentymentalizm w kierunku tego, co wyróżnia nas. Czyli jak ktoś powiedział, że sztuka tworzy państwo. No to teraz jest właśnie czas, żebyśmy to państwo jednak ubrali w tą naszą kulturę, nawet tą ludową. Już nie mówiąc o kulturze... kulturze szlacheckiej, ale tą naszą ludową. Czyli jest zainteresowanie pająkami. I nie jest to alternatywa dla chociażby dla choinki, ale to żeby to przywrócić to. Na przykład ostatnio ludzie na przykład zamawiają u mnie pająki. Tak jak mówiłem, że jest to forma błogosławieństwa bożego. Na przykład często kupują ludzie na prezent ślubny, kupują na chrzest dzieci, jako... tak jak mówiłem błogosławieństwo, ale też na ileś lecie małżeństwa. Także ja się z tego bardzo cieszę, bo jest to pewna furtka, ale i powrót do tego, co kiedyś było. Bo często spotykałem się w opracowaniach z czasów PRL-u, że, że pająki, że to jest bardzo mierny wytwór artystyczny, ale teraz już się tak nie sądzi. To jest jednak... nasza kultura, nasze świadectwo, nasza sztuka rodzima.
          I: Ale uczy Pan kogoś tak, żeby pokazać?
          TK: Znaczy od pewnego czasu bardzo dużo mam zaproszeń na warsztaty. Na warsztaty o dziwo przychodzą nie tylko ludzie młodzi, bardzo młodzi, ale ludzie, co coś już kiedyś pamiętali z opowieści. Jest cały przedział wiekowy: od dzieci, młodzieży po emerytów. Bardzo się z tego cieszę, bo to jest jednak spinanie pewnych pokoleń. I żeby, żeby to trwało dalej. I oczywiście nauka. Ludzie zapomnieli jak to się robi. Jakie są wzorce, jakie są kształty. Właśnie na ostatnich warsztatach w Jarmarku Jagiellońskim uczestniczyłem. Właśnie dziękuję za zaproszenie, gdzie pokazywałem jak się robi pająki lubelskie, ale były też moi koledzy z różnych rejonów Polski i okazuje się, że z tych ludzi może dalej pójść ta iskra, która może zaowocować dużą ilością pająków w różnych rejonach Polski.
          I: W rodzinie dalej będzie ktoś kontynuował tą tradycję?
          TK: Znaczy mam nadzieję, że mój syn, który... no jeszcze to podstawówka taka, ale już oprócz tego, że umie pisać pisanki, że pomaga mi w sortowaniu, w bibule, w cięciu, to myślę, że mój syn będzie robił to. Oczywiście pomaga mi i żona i córka. Także jest zainteresowanie tym.
          I: Czyli są pająki i inne wyroby, które Pan wykonuje z takiej plastyki zdobniczej? To co to jest?
          TK: Na przykład wykonuję bardzo dużą ilość pisanek w okresie Wielkiej Nocy. Pisanki też, znaczy tak się utarło, że powinienem robić krzczonowskie, bo to taki największy jest... odwzorowanie takie kulturowe, ale nie. Ale robię pisanki, które tradycją mają bliżej do chełmskich, biłgorajskich. Czyli wiatraczki, słomki, jodełki. Troszeczkę inne, ale też nawiązuję do wzorów krzczonowskich. Robię też i palmy wielkanocne. Z tymże są to bardzo stare formy palm robione na witce ze słomy. To jest bardzo stara forma jeszcze taka z lat... ja to widziałem z lat jeszcze trzydziestych. Bo te wszystkie, które są teraz kultywowane, to są palmy typu wileńskiego. Te nasze są takie bardziej archaiczne. No oczywiście wyroby na choinkę i różnego rodzaju pająki, duże, małe. Oczywiście też robione na zamówienie do instytucji.
          I: Czy jak Pan robi pająki, to pan coś sobie śpiewa? W skupieniu wykonuje? Jak wygląda ten czas? […]
          TK: Znaczy ja to staram się zadbać o taką wizualność dawnego czasu. Na przykład moją taką ulubioną lekturą są "Chłopi" Reymonta. Kiedy się tak czyta, nawet w wyrwanych fragmentach, to przychodzi właśnie ten czas tego prostego życia wiejskiego, ciężkiego. Ale proszę sobie wyobrazić. Nawet pomimo tej ciężkiej pracy na roli, ludzie mieli czas, żeby przyjść do domu i robić taki piękne rzeczy ze słomy i z bibuły. I właśnie staram się zrozumieć ludzi wsi. Oczywiście wieś się teraz bardzo zmieniła. Ta współczesna mechanizacja, ale ten cały rytuał, ta cała religia katolicka, czy prawosławna ona oddziaływała na życie codziennie, które się uzupełniało w takim ozdabianiu świata tego zewnętrznego, tej radości życiowej. Ja staram się właśnie robiąc to, przywoływać tą wizualnie, tą część właśnie życia.
          I: Dziękuję.
          TK: I ja dziękuję.