Hafciarstwo i koronkarstwo

POL,

Jarocin

    • [Starsza kobieta w ludowym stroju.]
    • [Misternie wykonane koronki - zbliżenie.]
    • [Misternie wykonane koronki.]

    Pani Eugenia Wieczorek zajmuje się wykonywaniem koronki czółenkowej, tak zwanej frywolitki, charakterystycznej dla Wielkopolski. Pierwsze umiejętności zdobywała pod okiem babci, następnie doskonaliła je na kursach organizowanych w Jarocinie przez Dom Nauczyciela. Po pewnym czasie sama stała się instruktorką frywolitki, szkoląc kolejne osoby zainteresowane tą dziedziną. Współpracowała także z Cepelią Poznań. Od lat osiemdziesiątych nagradzana w licznych konkursach lokalnych, ogólnopolskich i międzynarodowych.  W 2013 r. otrzymała nagrodę im. Oskara Kolberga. Należy m.in. do Stowarzyszenia Twórców Ludowych oraz Stowarzyszenia Miłośników Kultury Ludowej w Potarzycy.

     



        For privacy reasons YouTube needs your permission to be loaded.
        Wyrażam zgodę

        Wywiad został przeprowadzony w Jarocinie, woj. wielkopolskie, przez Agatę Turczyn w dniu 27 lutego 2018 roku w ramach projektu Letnia Szkoła Koronkarstwa.

        Poproszę Panią o przedstawienie się, powiedzenie, gdzie i kiedy się Pani urodziła oraz gdzie teraz mieszka.

        EW: Nazywam się Eugenia Wieczorek, mieszkam w Jarocinie, to jest Wielkopolska. Urodziłam się na Wołyniu, w powiecie Dubno, to jest niedaleko Łucka, w takim tym trójkącie, na wsi się urodziłam, w tysiąc dziewięćset trzydziestym ósmym roku.

        Kiedy i w jakich okolicznościach zajęła się Pani wykonywaniem koronki?

        EW: Więc przyjechaliśmy w czterdziestym piątym roku, do powiatu, tysiąc dziewięćset czterdziestym piątym do powiatu nowotomyskiego, to jest też Wielkopolska, tylko bardziej na zachód. I tam matka z ojczymem, bo już miałam drugiego ojca, otrzymali jako repatrianci gospodarstwo, no i w tym gospodarstwie była słoma. I zaczynało się od robótek pająków, bo to było coś nowego, Wielkopolanie rdzenni tego nie znali. I na święta Bożego Narodzenia robiliśmy pająki. Z siostrą przycinałyśmy słomki, ja miałam wtedy osiem, dziewięć, dziesięć lat, potem było szydełko, haft normalnie krzyżykowy, powoli, powoli, moja mama potrafiła jeszcze prząść, ja nie umiem na kołowrotku. I tak doszliśmy do drutów, także te podstawowe, nie potrafię tylko robić jednego, koronki klockowej. Natomiast jeśli chodzi o koronkę frywolitkową, pierwsze kroki stawiałam pod okiem babci i to już byłam po studiach. I właśnie babcia nauczyła się od kogoś tam z rodziny swojej siostrzenicy. I tak robiła podobnie jak ja. To była moja pierwsza praca, zrobiłam z ciekawości, bo ja wszystkiego lubię dotknąć. Zrobiłam to z ciekawości i przyjechałam do domu i mówię „takie paskudztwo, to ja nie będę robić, szydełko jest ładniejsze”. I przez lata robiłam szydełkiem, bardzo dużo, obrabiałam koleżankom chusteczki i serwetki, różnie to to bywało. No, wiadomo, potrzebowałam pieniążki, ojczym nie dawał za dużo. […] I po przejściu na tą, rentę, poszłam na zajęcia do Domu Nauczyciela, taki klub działał u nas już trzy lata. I tam było tkactwo na ramie i ja koniecznie chciałam spróbować tego tkactwa. I w międzyczasie, jak ja uczyłam się tkactwa, przyjechała pani z Poznania, z jedną z naszych pań emerytek nauczycielek, z pracami frywolitkowymi. I pierwsze jej prace, które mi pokazała, ale już ona była na emeryturze, w ogóle pracowała w fabryce Cegielskiego, i uczyła, jeździła i uczyła panie. Ta pani mieszkała w Poznaniu, świętej pamięci, bo pani Paulina już też nie żyje. I ja na pierwszych zajęciach w związku z tym, że już to czółenko miałam w ręce, załapałam. […] I kierowniczka klubu, jak tamta pani już zrezygnowała, to zwróciła się do mnie z prośbą, z prośbą, nawet trudno to nazwać prośbą, bo była dosyć apodyktyczna, „To wie pani, co, kilka pań chce się uczyć, to niech im pani pokaże”. Nawet nie „proszę”, tylko „niech im pani pokaże”, no i niech ta pani pokazywać zaczęła i do końca roku szkolnego.

        A skąd wzięła się nazwa „frywolitka”?

        EW: Bo w ogóle frywolitka to jest coś lekkiego, zwiewnego, cieszącego oko, nawet może to być, etymologicznie, maleńka rzecz, byle by ona spełniała te warunki. Ot, taka naprawdę frywolna.

        A jak wykonuje się tę koronkę? Co jest do niej potrzebne?

        EW: Więc, proszę Pani, zaczyna się od czółenka. W tym czasie jak ja uczyłam, nie było czółenek w Polsce, do Niemiec jechały Panie, które znały niemiecki, raz kupiły, raz nie, tu mam właśnie takie niemieckie czółenko, plastikowe, były dwa kolory. I tych czółenek nie miałam. Kupiłam dopiero po dwutysięcznym którymś tam roku. Natomiast żebym mogła uczyć, a nie miałyśmy czółenek, pani Pauliny mąż robił czółenka i mój mąż podpatrzył, i zaczął sam robić i dzięki temu frywolitka była w Jarocinie, bo on robił drewniane czółenka, które są ciepłe w dotyku. Ja mówię, że te – ręka się poci, a te są wręcz, to drewno jest ciepłe, ono grzeje. I na to czółenko trzeba nawlec nici, wszystko się robi ręcznie, proszę, w ten sposób. Tu jest takie przejście, niektóre niemieckie mają taki kołeczek, który się obraca, ale ja mam takie właśnie i wiąże się. Wiąże się nitkę. Na początku zwykle uczę grubą nitką, bardzo grubą, żeby były widoczne węzełki, na każdy węzełek, proszę zwrócić uwagę, wiążę pętlę, chwytam i tu, między tymi palcami jest przestrzeń do wykonywania odpowiednich ruchów. Teraz czółenko musi przylegać równolegle, żeby nim nie operować, nie przewracać. Zawijam na palce, na początku panie uczą się do samego końca, bo, żeby się dobrze trzymało i czółenko prowadzę dołem pod nitką, ta nitka schodzi do końca o, i dołem, pod czółenkiem przechodzi. I teraz wiążę. Jest to taki niby zwyczajny węzełek, ale on musi się wiązać z palców na nitce czółenkowej. To jest dopiero połowa węzełka. Drugą połowę węzełka nie zawijam na palce, czółenko prowadzę górą i dołem, o, i zamykam węzełek. I proszę zwrócić uwagę, z takich malutkich węzełków powstaje praca. […] I znowu ponownie, wiążę, dołem i górą, i dołem, i górą, tak już później. I teraz mam już zrobionych, cały czas muszę liczyć, cztery i to jest piąty węzełek. I teraz robię pikotkę, robi się ją inaczej. Wszystkie węzełki dociągałam do końca, teraz zostawiam kawałeczek nitki, chwytam tak, żeby to przytrzymać, żeby ona nie uciekła i w ten sam sposób przekładam czółenko dołem i górą, i mam pikotkę, o.

        A jakie nici są potrzebne?

        EW: Więc proszę pani, najlepsze nici to muszą być nici dobrze skręcone. […] To jest koronka wymagająca ogromnego nakładu pracy i jeżeli zrobimy to z byle jakiej nitki, to wtedy będzie się praca po kilku praniach rozłazić. Ja mam tutaj kilka rodzajów nitki. To jest niemiecki kordonek, najlepsze są niemieckie. Osiemdziesiątka. I to jest osiemdziesiątka również. Z tym że to jest bardzo bogaty wzór, to jest luźniejszy, dlatego ta wygląda na grubszą.

        A z jakiego koloru nici z reguły wykonywano koronkę? Większość Pani wyrobów jest z białej nici, ale zdarzają się też inne kolory.

        EW: To jest atłasek, właśnie ten, zaraz po stanie wojennym taki produkowali. To jest ta sama nitka co tu, tylko że kolorowa. To jest w klubie nauczyciela. Myśmy robiły, żeby robić w ogóle i ćwiczyć, robiłyśmy różnych kolorów. Bo nici białych nie było. W latach osiemdziesiątych dopiero jak zaczęłam współpracować z Cepelią, to oni zaczęli, sprowadzili z Łodzi dla nas atłasek, ale cieńszy od tego i robiliśmy dla nich z tego atłasku. Bo frywolitka nie powinna być kolorowa. Ja to pokazałam tylko dlatego, że to były te czasy, kiedy było robione, ale jak pojechałam do Warszawy na Cepeliadę w osiemdziesiątym siódmym roku, to ludzie nie patrzyli z zagranicy, czy kolorowa, czy nie. Polska frywolitka musi być biała ewentualnie w kolorze écru, bo ona dotarła do Polski poprzez siostry zakonne. One najpierw w klasztorach, kościołach, na, na dworach robiono. I to była biel, ewentualnie kolor kielicha – beż. I u nas w związku z tym, że było bardzo dużo dużych gospodarstw, siostry zakonne pochodziły również ze wsi, nie tylko gdzieś tam z miast, gros to były właśnie wiejskie dziewczęta i właśnie wiele tych dziewcząt przenosiło z klasztorów do swoich miejscowości właśnie te, tą technikę koronkową. Bo tylko znane w Wielkopolsce było długi czas tylko szydełko. Dwieście lat liczy koronka frywolitka w Polsce. I najpierw dotarła właśnie na te tereny zachodnie, w osiemnastym wieku. W szesnastym wieku dotarła na Zachód. A w ogóle sama koronka ma dwa tysiące lat i wywodzi się ze starożytnego Egiptu i Rzymu. I te siostry zakonne przyjeżdżając do domu, pokazały. A że duże wsie, w dużych wsiach gospodynie organizowały się tak jak dzisiaj, w kołach gospodyń, tak poprzedniczkami kół gospodyń wiejskich były koła włościanek, bo rolnik, taki zamożniejszy, to nie był, nie był tam jakiś chłop, tylko włościanin już. I właśnie poprzez koła włościanek ta pani, która mnie uczyła, właśnie jeszcze przed wojną w kole włościanek się nauczyła. W Lesznie czy gdzieś koło Leszna, bo oni też z gospodarstwa się wywodzili, tam miała siostry zakonne w domu.

        Co robiono z koronki kiedyś, a jakie wyroby możemy spotkać dzisiaj?

        EW: Kiedyś robiono głównie serwetki, kołnierzyki i mankiety. Czyli dekoracja odzieży i wystroju mieszkań. Nie było obrazków, nie było tak jak ja tutaj. No, gwiazdeczki były, bo wiadomo, że one były wykorzystywane na różne sposoby. Nie było czapeczek, nie robiono. […]J a teraz robię co? Aniołki, gwiazdeczki, pisanki, bombki, także wykorzystuję to w ten sposób, ale dawniej robiono głównie serwetki.

        A jakie wzory można spotkać we frywolitce?

        EW: Wszystkie wzory, które tutaj mam, to są wszystko mojej, mojej głowy wzory. Dodam jeszcze jedno, warunek udziału w konkursach organizowanych przez Spółdzielnię Folklor był taki, że nie może być ten wzór nigdzie publikowany. Musi być wytworzony przez twórcę. I stąd ja musiałam się sama nauczyć tego robić. […] To jest koniczynka z dwoma kółeczkami do obszycia. Tu mam właśnie wykorzystaną tę koniczynkę. To jest, jeżeli chodzi, to też, a to jest ślimaczek schowany z, z wysuniętymi różkami. Natomiast tutaj, o, jest koronka wykonana dwoma czółenkami. Na czym to polega. Robi się tak samo, jak koronkę, wszystkie te, które są robione z nitką, tylko że w miejsce nitki musi być obowiązkowo drugie czółenko. I tutaj, dlaczego, dlatego, że z tego drugiego czółenka to tak jak z kłębuszka robimy łuk. I na tym łuku robimy kółeczko. Można byłoby ewentualnie wykorzystać czółenko, ale wtedy wszystko się przewraca, a frywolitka powinna być ułożona tak, żeby ona wyglądała ładnie.

        […]

        Ale tutaj jeszcze nawiążę do naszego Jarocina. Miałam tutaj samotną panią, chorowała. Na piętrze, tu na moim piętrze, a ja dzieci do szkoły, mąż do pracy, ja już nie pracowałam, tylko w tym klubie miałam swoje roboty, wzięłam… Prosiła czasami, żeby coś jej kupić i przyszłam do niej z czółenkiem i zaczęłam robić. I ona nic nie mówiła, dopiero na drugi dzień przyszłam do niej i ona mi pokazuje, zrobiła kawałeczek koronki. Mówi „Nie przyznałam się, ale ja przed wojną robiłam”. I proszę sobie wyobrazić, była wywieziona do generalnej guberni do Niemców i tam miała pracować w polu. Jak Niemka zobaczyła, że ona to potrafi robić, uchroniła się przed polem, robiła tylko frywolitki. I ona miała jakieś stare, starą książeczkę ze wzorami. A to nie były wszystkie wzory. Były te elementy. I ten środek, ja odrobiłam. I ja z tego zrobiłam serwetkę. Bo, proszę pani, na czym polega praca z frywolitką. Chyba z każdą pracą ręczną. Ja mówię tak „Głowa myśli, ręce robią, oczy pomagają, ale ja to robię sercem”. A jedna wróżka, jak ja to mówiłam, mówi „Proszę pani, ja jestem wróżką, ja pani powiem, że pani wkłada w to swoją duszę”, ja mówię „Może i duszę”.