Hafciarstwo i koronkarstwo
POL,
Ostrołęka
Pani Czesława Lewandowska jest twórczynią ludową reprezentującą tradycję Kurpi Zielonych. Koronką szydełkową wykonuje głównie serwety i elementy tradycyjnych kurpiowskich fartuchów. Wykonywania koronki nauczyła się jako kilkunastoletnia dziewczyna od swojej mamy i babci. Wykonuje także kwiaty z bibuły i palmy. Współpracowała z Cepelią, wykonywała także fartuchy dla lokalnych zespołów folklorystycznych. Od 1997 roku należy do Stowarzyszenia Twórców Ludowych.
Kontakt
telefon: +48 505503071
Fragment rozmowy z panią Czesławą Lewandowską (CL). Wywiad został przeprowadzony w Ostrołęce, woj. mazowieckie, przez Agatę Turczyn w dniu 28 lutego 2018 roku w ramach projektu Letnia Szkoła Koronkarstwa.
Czy mogłaby się Pani przedstawić, powiedzieć, kiedy się urodziła i skąd pochodzi?
CL: Czesława Lewandowska, twórczyni ludowa. Urodziłam się na Kurpiach, to jest taka słynna Niedziela Palmowa w Łysych. Trzeci maj, pięćdziesiąty trzeci rok. I to mówię, się śmieją, że to w Konstytucję Trzeciego Maja. To powinnam na pamięć umieć Konstytucję.
Jak pojawiło się u Pani zainteresowanie twórczością?
CL: Także dla mnie to jest wielkie szczęście, że po prostu odziedziczyłam po mamie, po babci to, co się na Kurpiach robiło. U nasz były krosna w domu, tkało się na krosnach, a później bardziej kwiaty, bo w rodzinie były słynne takie siostry, babcie różnych pokoleń ji u nasz palmy, jak na Łysech. A moje hobby to zaczęła się koronka, od dwunastego roku życia, szydełkowa. No, i jak, do dzisiaj to jest. Także bym nie zrezygnowała. Kiedyś haft richelieu bardzo, no i różne na drutach robiłam takie sweterki dla dzieci, takie różne, ale bardziej takie ażurowe, bo mi to się podobało. To się śmieli, że takie dziurki robię. A teroz koronka szydełkowa. Od czterdziestu lat, a dokumentacja taka, trzydzieści lat.
A od kogo nauczyła się Pani wykonywania koronki?
CL: Koronki to się nauczyłam, bo babcia u mnie w domu, i mama robiła. Jakoś tak polubiłam. Bo mama bardzo ładnie fartuchy wyszywała, wyszywała take kurpiowskie, do strojów. No, ale mnie to jakoś tak te wyszywanie to było bardzo, no, ładnie, podobało mi się, ale później babcia umiała ładnie koronkę robić, szydełkową.[…] Ale już jak osiem, dziewięć lat miałam, to się przyglądałam tym, ale już jak dwanaście lat, to już wtedy, to już w koronkę. Naprawdę, dla mnie to było take ten, że to strasznie polubiłam. Serwetki. No i bardzo, bardzo dużo robiłam obrusów. Take na stoły. A nici można było kupić, bo w Myszyńcu na targu, taki był w Myszyńcu targ, jeździło się i tam były te nici.
A jakie nici Pani wykorzystuje?
CL: Dziesiątka bawełna, sto procent. To taka, że można wyprać, wygotować, bo ja bardzo dużo pościeli ze wstawkami koronkowymy robiłam. Bardzo dużo.
Jak wygląda wykonanie takiej koronki?
CL: Tutaj jak koronkę się wykonuje do fartucha, to są słupki i łańcuszki. Jak wykonać wzór, to trzeba gęściej zrobić słupki. Tutaj słupeczki robimy, że w jednym tym kwadraciku są po prostu słupki cztery. A jeśli sam słupek, to musimy przerobić dwa razy łancuszka, raz nawinąć, bo ja raz nawijam na szydełko, a jak będzie już dwa razy, to będzie rzadsze. […] Także tutaj jest że, jest, po prostu słupki i łancuszki, tylko. I pikotki, bo pikotki też są, to już na końcu, jak się obdziewa, a tak to są tylko słupki i łancuszki. I to trzeba mniej więcej liczyć, żeby to nam wyszło ładnie, równo i nie rozciągać, i tą nitkę się przytrzymuje, tutaj jak ja mam, to ją się przytrzymuje właśnie w paluszkach. Tu w palcach i ona jest tak przytrzymywana i właśnie że jest ładnie, równiutko wychodzi. Na tym polega rzecz.
A skąd Pani bierze wzory?
CL: Wzory, to powiem, staram się sama, bo we wszystkich książkach, jak mam książki, poopisywana jestem, to wzory to się sama staram opracowywać. Gdzieś tam z czegoś można wziąć, ale po Kurpiach żeśmy kiedyś z mężem jeździli, jeszcze jak mąż miał motor, no, to w różnych kościołach obrusy się podpatrywało, ale już nie tak się zrobiło, tylko troszeczkę się, inaczej tam, inaczej, po prostu, że nie był to wzór taki ten, tylko „acha, tu listek, tu gwiazdeczka, tu pajączek” czy coś. […] Ja po prostu mam moje wzory, które ja robię, to ja je kseruję, na papierze. I ja mam wzory, ja mam tysiące wzorów, co z jednego fartucha dziesięć wzorów powstało. I ja swoje wzory, to mówię, kseruję, bo na przykład tutaj mam, akurat jestem w fartuchu w lilie. I te lilie cztery były na dole, ale ja w tej chwili zrobiłam sześć i sześć, dwanaście, stojące lilie.
Co najczęściej Pani wykonuje?
CL: Najbardziej to fartuchy, bo mówię, fartuchy do zespołów. U nasz były na Kurpiach, tam co ja pochodzę z Łysych, to były wyszywane. A tutaj, już na innych terenach, były właśnie, że się robiło koronkowe. I lata były, osiemdziesiąty któryś, siedemdziesiąty któryś, poprosili mnie do, była taka Cepelia u nasz w Kadzidle i ja opracowałam serwetki i fartuchy do tej Cepelii, do Kurpianki do Kadzidła. […] Bardzo dużo, bo jeśli są zespoły na Kurpiach, bardzo dużo zespołów i ja potrafiłam najwięcej zrobić czterdzieści osiem fartuchów do zespołu Puszcza Biała, pan Kozłowski z Pułtuska zespół prowadził. To się zaczęło od tego. I w Pułtusku była Cepelia. Ja tam jako, po wyjściu za mąż, do Kurpianki tam, bo też tam był sklep taki, Cepelia, i dawałam wzory.
A oprócz fartuchów, co jeszcze ozdabiało się koronką?
CL: To była tradycja na Kurpiach, że łóżka były… Nie było, jak to mówią, kanapy czy tam sofy, tylko były łóżka drewniane i na to się ładnie kładło, pierzyny były z piór i poduszki były. I to było trzy, cztery poduszki. Takie były, że pasy były, bo ja mam tutaj taką jedną poduszkę. A tutaj to takie dla ozdoby się stawiało. Tak jak tutaj, to ja postawiłam tak dla ozdoby, a tak to, na Kurpiach to były łóżka zasłane w dużych izbach przeważnie. Bo nie tam alkierz, izbetka, tylko duża izba. To było, że poduszki były jedna na drugiej kładzone. Pod sufit. I tak ładnie, z piór to były takie. Na tych się nie spało, bo to były takie do ozdoby na łóżkach położone. […] Powiem, że w rodzinie, tak jak babcia robiła te, takie ładne koronkowe rzeczy, serwetki większe takie, bo kedyś było, kącik był, taki święty kąt w dużym pokoju, to duże mieszkanie, duża izba się nazywała. I to było tak, że kąt święty, pasyjka czy jakaś figurka i świeczki i to serweta tam leżała na białym obrusie czy jakiś obrus był kolorowy i serwety były. […] Mama pięknie robiła na drutach, chustki takie co się, jak na rezurekcję w niedzielę się szło rano, i w ogóle jak było chłodno, do kościoła no to chustki były duże, dzianówki, dzianki nazywali, z wełny czy z włóczki.
Czy po skończeniu szydełkowania trzeba zrobić coś jeszcze?
CL: To się, jak już skończę, nie? To kładę do wody, troszeczkę proszku i to tak z godzinę, ze dwie, ładnie. Tylko w ręku, w ręku przepiorę, jeszcze wygotuję. No i wtedy prasuję. Mąka to idzie na zimno. Nie gotowana, nie ten, tylko mąka ziemniaczana. Tam dwie łyżki na litr wody, wyciskam, wyciskam. Kładę koc, kładę prześcieradło i przez pieluchę prasuję. To i serwetki się tak prasowało do Kurpianki.
A jeśli koronka się zabrudzi, to jak można ją wyprać?
CL: Zabrudzi i trzeba go uprać, to trzeba… No, to do wody, nie tam w gorącą, nie ten, tylko w taką letnią wodę, namoczyć w proszku, wygotować. Bo nieraz to różnie bywa na imprezach. A to tak jak mówię, trzeba po prostu to namoczyć w wodzie, w proszku, wygotować i tak samo ukrochmalić już w mące tej takiej ziemniaczanej, ale gotowanej. Koszule jak ja pierwsze co szyję, to na zimno, a jak później, to jak ten, się wygotuje i tak samo mąkę ziemniaczaną się gotuje, tam łyżkę na litr, włoży się, jeszcze troszeczkę z wodą zimną rozrobi i później tego… Się prasuje.
Czy ktoś w Pani rodzinie przejął tę tradycję?
CL: Córka umie koronki robić. Nawet w szóstej klasie w szkole podstawowej praca technika była, serwetkę do dziś mam zrobiła, szóstkę dostała. Ale się cieszę bardzo, bo mówię, tradycja nie zaginie w rodzinie Krawczyków, Lewandowskich, bo wnuczek jest tak uzdolniony. Dla niego plastelinę dać, to tutaj jakby na stole, to moment nalepi. I jeszcze nie wie. Koronki to nie będzie robił, ale palmy tak i jeszcze nie wiem, czy rzeźbił będzie.
Widzi Pani zainteresowanie koronką?
CL: Ta tradycja wraca, jak to wraca w ogóle teraz. Jak się jest na różnych takich, mówię, imprezach, czy gdzieś w Polsce na festiwalach, festynach, jak w Kazimierzu nad Wisłą, człowiek, jest siedemdziesiąt, pięćdziesiąt stoisk, są hafciarki, koronkarki, są różne. To naprawdę, że podchodzą młodzi i naprawdę że, jest tak, że podpatrują i mówią „Chiba się wezmę i będę coś robiła”. Bardzo, bardzo dużo.
[…]
Ja jeszcze powiem taką ładną fraszkę, jak z Łysych, lata to będzie ze dwadzieścia, może tak, ze dwadzieścia będzie. Jak chcieli przenieść palmową niedzielę do Lipnik. Wcześniej, to jest siedem kilometry. No, Niedziela Palmowa w Łysych no już teraz pięćdziesiąt lat. No, a taki ksiądz przyszedł i chciał przenieść Palmową Niedzielę do Lipnik. No, to w Lipnikach oceniali i w Łysych oceniali. Ale ten ksiądz proboszcz Pogorzelski nie dał przenieść tego. Wtedy ten ksiądz z Lipnik taki ten, wziął i co? On zrobi po kurpiowsku, żebym ja zrobiła takie komże, ze wstawkamy koronkowymy i że księża wyjdą i to będzie bardziej tradycja, jak w Łysych. Ja to robiłam. […] Ale mówię, to było tak, że chcieli Palmową Niedzielę z Łysych do Lipnik przenieść. Nie przenieśli. I komże nie pomogły.